wtorek, 13 maja 2014

Rozdział 9 – Uważaj na nich…

            Usiedliśmy na kanapie obok mojego taty i czekaliśmy, aż zacznie swoją wypowiedź. Naprawdę nie miałam najmniejszego pojęcia, o czym on mógł chcieć z nami porozmawiać.
            Mój tata na początku nam się przyglądał jednak po chwili uśmiechnął się w naszą stronę. Justin w tym czasie objął mnie opiekuńczo swoim ramieniem i musnął wargami mój policzek.
            − Justin, czyli jutro zabierasz mi już córkę i wnuka? – Spytał po chwili mój tata.
            Justy szeroko się uśmiechnął i złapał mnie za rękę, na co ja splotłam nasze palce razem.
            − Na to wygląda. Trzy lata czekałem na ten moment, żeby móc być w końcu ze swoimi skarbami. – Powiedział Justin mocniej mnie do siebie przytulając.
            − Justin, jak sobie wyobrażasz to wszystko po waszym powrocie do Stanów? Wiem, że mały teraz coraz bardziej potrzebuje męskiej ręki, bo staje się bardziej zarozumiały, ale teraz już nie ma odwrotu. Przez te trzy lata miałeś się przygotować do roli taty. Wiesz, że Scott początkowo nie chciał, abyś dowiedział się o dziecku, jednak go przekonaliśmy, że masz prawo wiedzieć. Nie zabroniliśmy Ci się widywać z małym tylko dla tego, żeby Dreedree wiedział, że poza Amandą ma również Ciebie. – No i zaczyna się wykład. Pomyślałam. – Za każdym razem, jak przyjeżdżasz widzę, jak bardzo kochasz i moją córkę, i Drewa, ale miłość to nie wszystko i dobrze o tym wiesz.
            − Wiem. Trzy lata temu prawie bym stracił wszystko, co kocham, czyli Amandę i Drewa, ale na szczęście oboje żyją. To mnie nauczyło tego, że nawet przed najmniejszy błąd mogę stracić wszystko. Wiem też to, że każdy dzień bez moich skarbów był pełen cierpienia. Wiem, że początkowo fanki nie będą zachwycone tym wszystkim, a media nie będą dawać nam spokoju. Ale wiem, że z Amandą jestem w stanie przez to wszystko przejść. Nie pozwolę na to, żeby jej małemu coś się stało. Chcę, żeby oboje byli szczęśliwi. Chcę, aby Amanda każdego dnia budziła się i zasypiała z uśmiechem na twarzy. Chcę, żeby oboje z Drewem byli już zawsze przy mnie. A plany mamy takie, żeby najpierw odwiedzić ludzi, których przez trzy lata okłamywaliśmy w Kanadzie i Atlancie. A później, chcę spędzić trochę czasu sam na sam ze swoimi skarbami. Trzy lata bez nich to wystarczająco za długo. – Powiedział mój ukochany.
            Mój tata spojrzał na zegarek i okazało się, że jest już 22: 30. Najwyższy czas i pora, aby zająć się pakowaniem, jednak najpierw musieliśmy przyjaciół i moją rodzinę zabrać z ogrodu.
            − Ludzie czas wracać. Jest już wpół do jedenastej. Rano wyjeżdżamy. Chodźcie już. – Powiedziałam stając w drzwiach prowadzących na ogród.
            Chris, Cait i Austin od razu posłuchali, ale Chaz i Ryan mieli problem z dotarciem do domu. Ludzie, ile oni we dwóch wypili?
            − Justin idź pomóż im wejść do środka. – Powiedziałam słodkim głosem do swojego narzeczonego.
            Mój ukochany pospiesznie poszedł po naszych przyjaciół, a ja zabrałam się za pakowanie rzeczy swoich i Drewa.
            Mały spał, więc na spokojnie mogłam go spakować, bo on by zabrał połowę swoich zabawek, a uwierzcie mi trochę ich było. Przepraszam trochę to za mało powiedziane. Była ich cała masa.
            − Kochanie pomóc Ci? – Spytał pogodnym tonem mój książę z bajki.
            − Zgoda. Ty spakuj Dreedree, a ja w tym czasie pójdę spakować siebie. – Gdy mijaliśmy się w drzwiach Justin delikatnie musnął moje usta.
            Gdy wróciłam do swojego pokoju i zaczęłam się pakować z moich oczu zaczęły płynąć łzy. Wiedziałam, że do tego domu już nie powrócę, a od wyjazdu z Los Angeles tylko tutaj czułam się naprawdę bezpiecznie.
            Teraz znów się wszystko zmieni. Wrócę do miasta, gdzie stała się najokropniejsza rzecz pod słońcem, jaka mogła mnie spotkać.

Flashback

            Był piękny majowy dzień. Był to koniec maja. Jeszcze miesiąc i będą wakacje. Tak dla moich koleżanek z klasy będą to wspaniałe wakacje. Większość z nich wyjedzie na wakacje z rodziną bądź przyjaciółmi. A ja?
            A ja wyjeżdżam do Europy na minimum trzy lata. A rok szkolny w nowym miejscu zamieszkania zacznę dopiero w grudniu.  Dlaczego? To proste, w walentynki Justin mi się oświadczył i tego dnia moje życie stanęło do góry nogami.
            Jego tata nigdy za mną nie przepadał, a teraz po zaręczynach to dopiero. Całe szczęście, że nie dowiedział się jeszcze, że zostanie dziadkiem. Tak w dniu zaręczyn zaszłam w ciążę.
            Menadżer mojego narzeczonego doszedł do wniosku, że jeśli chcę skończyć szkołę to najbezpieczniej, jak wyjadę daleko stąd. Niestety nie mogłam o tym poinformować nawet swojej kuzynki, która jest moją najlepszą przyjaciółką pod słońcem. W zamian mógł się o wszystkim dowiedzieć tylko jej młodszy brat Christian, który miał być chrzestnym dla naszego maleństwa.
            Wiedziałam, że będzie mi brakować przyjaciół a zwłaszcza Justina, którego kochałam nad życie. Niestety teraz nie było go w mieście, bo był w jakiejś trasie koncertowej. Wiedziałam, że pisząc się na ten związek muszę mieć na uwadze, że mój skarb często będzie przebywał z dala ode mnie.
            Wracając do tematu był piękny majowy dzień. Miesiąc do wakacji. Lekcje w szkole, jak zwykle były nudne. Wiele osób poprawiało oceny przed ich wystawieniem. Na szczęście ja miałam wszystko zaliczone i nie musiałam się martwić stopniami.
            − Amy wszystko w porządku? – Zapytała Camila podczas lekcji biologii.
            Była to nasza ostatnia lekcja, a ja nienajlepiej się czułam. Marzyłam tylko o tym, aby wrócić do domu, położyć się do łóżka, porozmawiać ze swoim skarbem i pójść spać.
            − Tak. Tylko trochę źle się czuję, ale na szczęście to już ostatnia lekcja i będę mogła wrócić do domu. – Powiedziałam z uśmiechem na twarzy.
            Camila to jedyna dziewczyna ze szkoły, którą mogłam zaliczyć do swoich przyjaciół. Niestety jej też nie mogłam powiedzieć prawdy. Dziewczyna bardzo lubiła muzykę Jusa, ale nie była Beliebers. Jednak, gdyby poznała prawdę na pewno zrobiłaby mi wykład, jaka to jestem nie rozważna. Ale to nie moja wina, że tego dnia za bardzo nas poniosło. Nas to znaczy mnie i Justina. Nie myśleliśmy wtedy o konsekwencjach.
            − Jesteś pewna, że dasz radę wysiedzieć na ostatniej lekcji? – Dopytywała dziewczyna.
            W odpowiedzi skinęłam tylko głową, bo pan Black na nas spojrzał tym swoim mrożącym krew w żyłach wzrokiem. Za każdym razem, gdy go wspominam przed oczami mam tego siwego krępego mężczyznę o spojrzeniu, które może zabić.
            W końcu zadzwonił dzwonek na przerwę, co dla mnie oznaczało koniec lekcji. Powoli zebrałam swoje rzeczy z ławki i wyszłam. Niestety zatrzymał mnie nasz przerażający nauczyciel.
            − Amando Cortez, co się z Tobą ostatnio dzieje. Ciągle jesteś jakaś nieobecna. Jeśli masz jakieś problemy to ie przenoś ich na rzycie w szkole. Moja droga musisz tutaj uczęszczać jeszcze, co najmniej przyszły rok, a takiego zachowania nie toleruję zwłaszcza, że teraz to ja jestem waszym wychowawcą.
            − Proszę się nie martwić w przyszłym roku nie będę już uczęszczać do tej szkoły, bo za miesiąc wyjeżdżam z miasta. – Powiedziałam wychodząc i trzaskając za sobą drzwiami od pracowni biologicznej.
            Poszłam pospiesznie do swojej szafki i schowałam do niej wszystkie książki. Camila czekała przy mojej szafce, aby dowiedzieć się, po co Black mnie zostawił w klasie.
            − Amy nie przejmuj się nim. To zwykły palant. – Powiedziała dziewczyna, gdy wychodziłyśmy ze szkoły.
            Camila zaproponowała mi, że odwiezie mnie do domu, jednak ja potrzebowałam wtedy Świerzego powietrza, dlatego doszłam do wniosku, że pójdę na pieszo. Niestety szybko doszłam do wniosku, że ktoś mnie śledzi.
            Wyjęłam telefon i zadzwoniłam do swojego narzeczonego. Justin od razu odebrał. Opowiedziałam mu o swoich obawach. Niestety w pewnym momencie ktoś przerwał połączenie zabierając mi telefon. Gdy się odwróciłam zobaczyłam Michaela. Był to chłopak, który chodził do mojej klasy. Nie miałam pojęcia, czego on może chcieć ode mnie.
            − Czego ode mnie chcesz? I oddaj mój telefon. – Powiedziałam poważnym tonem, choć chyba nie bardzo mi to wyszło, bo mój głos cały się trząsł.
            Chłopak nagle znalazł się obok mnie tak, że czułam jego oddech na swojej szyi.
            − Po pierwsze nie ładnie tak rozmawiać przez telefon przy swoim chłopaku, a po drugie to chcę Ciebie maleńka. – Wymruczał mi do ucha.
            − Człowieku Ciebie pojebało, czy co? Ja mam narzeczonego i nigdy nie będziesz moim chłopakiem. – Powiedziałam nadal drżącym się głosem.
            Później pamiętam tylko ciemność, bo chłopak uderzył mnie mocno w głowę. Ogłuszył mnie na tyle, że bez problemu mógł mnie zabrać do ciemnego zaułka.
            Gdy odzyskałam świadomość byłam w ciemnym zaułku. Wokół nie było słuchać żadnych oznak życia poza Michaelem. Naprawdę zaczęłam się go bać. Nie wiem, co on dalej chciał ze mną zrobić, ale wiedziałam, że coś kombinował.
            Nagle podszedł do mnie i zaczął ściągać ze mnie moje ubrania. Wtedy już wiedziałam, czego on ode mnie chciał. Jednak ja zaczęłam się mu wyrywać. Niestety na próżno. Z mistrzem szkolnej ligi zapaśniczej nie miałam szans. Wtedy poczułam kilka mocnych ciosów w głowę zadanych przez niego i metaliczny posmak w ustach. Wiedziałam, że to była krew z rozciętej wargi. Niedługo później straciłam przytomność, lecz wiedziałam, że mój napastnik dostał już to, czego chciał.
            Po kilku tygodniach obudziłam się w szpitalu. A kto siedział przy moim łóżku? Oczywiście mój kochany narzeczony. W pierwszym momencie nie myślałam, że aż tak długo byłam nieprzytomna, ale po zmartwionej minie Justina wiedziałam, że musiało to być bardzo długo.
            − Justin. – Wyszeptałam ledwo słyszalnym tonem, jednak mój książę od razu to usłyszał.
            W mgnieniu oka znalazł się tuż przy mnie i zaczął odgarniać moje włosy z twarzy.
            − Jestem tu maleńka. Już wszystko będzie dobrze. Jestem przy Tobie. – Wyszeptał mi do ucha.
            Chwilę później poczułam na swojej skórze łzy, ale one nie należały do mnie, tylko do mojego ukochanego. Płakał ze szczęścia, że znów jestem przy nim.

End Flashback

            Nie chciałam tam wracać, ale wiedziałam, że kiedyś to musi nastąpić, dlatego przy pakowaniu swoich walizek płakałam.
            Nagle podszedł do mnie Justin i usiadł za mną na podłodze okrakiem mocno się do mnie przytulając. Nagle na jego rękę poleciała kropla mojej łzy.
            − Kochanie nie płacz. Jestem przy Tobie i już nigdy nie zostaniesz sama. Wiem, że się boisz powrotu do LA, ale musimy spróbować. Pamiętaj dopóki mamy siebie wszystko będzie dobrze. – Powiedział mój ukochany.
            − Justin boję się, że wszystko się powtórzy. – Powiedziałam z płaczem i mocno przytuliłam się do bruneta.
            − Nie bój się mysiu, już zawsze będę przy Tobie. Kocham Cię. Maleńka, a co byś powiedziała, gdybyśmy w walentynki wzięli ślub? – Spytał czarującym tonem, przy czym słodko uniósł jedną brew w górę.
            Chwila, czy on powiedział walentynki? On jest taki kochany. Usiadłam na niego okrakiem i wpiłam się w jego słodkie malinowa usta.
            − Taka odpowiedź Ci wystarczy? – Spytałam z uśmiechem na twarzy.
            Justin skinął głową na znak, że więcej mówić nie muszę na ten temat. Gdy mocniej się do niego przytuliłam mój książę zasyczał.
            − Wszystko w porządku? – Spytałam, na co mój ukochany szeroko się uśmiechnął.
            − Tak tylko gnieciesz Jerrego. – Powiedział mój narzeczony z uśmiechem na twarzy.
            Wiedziałam, co ma na myśli, więc szybko z niego zeszłam. Nie byłam jeszcze na to gotowa, mimo że minęło już trzy lata. Powróciłam do pakowania swoich ubrań, a Justin siedział ciągle za mną i pomagał mi składać moje ubrania.
            − Kocie już sobie z pakowaniem a ty w tym czasie idź do łazienki, bo gdy wrócisz pomożesz mi zapiąć te torby. – Mój narzeczony skinął głową i delikatnie pocałował mnie w policzek. Nim wyszedł z pokoju zabrał ze sobą ręcznik i czystą bielizną.
            Po dwudziestu minutach był już z powrotem. Akurat pakowałam ostatnią sukienkę do torby. Mój ukochany wrócił w samych bokserkach. Boże z każdym dniem jego klata staje się jeszcze wspanialsza, o ile to jest w ogóle możliwe. Usiadłam na jednej z walizek, aby Justin mógł nią zapiąć. Podobnie uczyniliśmy z resztą walizek.
            Justin położył się do łóżka, a ja zabrałam swoją piżamę i poszłam do łazienki. Wzięłam prawie gorący prysznic, aby odciągnąć od siebie wszystkie złe wspomnienia z Los Angeles. Przed powrotem do pokoju rozczesałam swoje długie ciemnobrązowe włosy i założyłam szarą koszulę nocną sięgającą połowy uda na ramiączkach z różowymi falbankami na dole i różową wstążką pod biustem.
            Wróciłam do pokoju i skoczyłam na łóżko lądując tuż obok Justina. Chłopak szeroko się uśmiechnął na mój widok i mocno się do mnie przytulił. Położyłam swoją głowę na jego klatce piersiowej. Wsłuchując się w rytm bicia jego serca zasnęłam.
            Rano obudziliśmy o 5: 30. Dziś lecieliśmy do Kanady prywatnym samolotem mojego narzeczonego.
            Tego dnia założyłam kremową falbankową spódniczkę sięgającą połowy uda z brązowym skórzanym paskiem, błękitną bluzkę na krótki rękawek, seledynowe sandały na szpilce oraz czarną skórzaną kurtkę z ćwiekami na klapach.
            Gdy my pakowaliśmy torby do samochodu obudził się mój mały synek. Od razu poszłam do niego i pomogłam mu się przebrać. Później zeszliśmy na dół i przygotowałam mu na śniadanie czekoladowe płatki z mlekiem.
            Drew jadł spokojnie śniadanie a my biegaliśmy po domu sprawdzając, czy o niczym nie zapomnieliśmy. W pewnym momencie podeszła do mnie mama i podała mi dwa komplety kluczy. Wiedziałam, do czego one są. Były one do naszych dawnych domów w Kanadzie i Atlancie.
            Gdy mały już zjadł poszłam ubrać mu buty i kurtkę. Po chwili zawołał nas mój tata, który bardzo długo żegnał się z małym. Później podszedł do mnie i mocno mnie do siebie przytulił. Na końcu podszedł do Justina i poklepał go po plecach.
            − Justin uważaj na nich i opiekuj się nimi. – Powiedział mój tata.

            − Obiecuję. – Powiedział Justin z poważnym wyrazem twarzy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz