Wykąpaliśmy
Drewa, po czym Jus położył go spać w moim dawnym pokoju. Natomiast my udaliśmy
się do dawnej sypialni moich rodziców, gdzie od razu rzuciłam się na łóżko, a
Jus położył się obok mnie i mocno się do mnie przytulił.
Moje
dwa łakomczuchy od razu znalazły się w kuchni i czekali na swoje porcje. Justy
oczywiście próbował rozkojarzyć mnie całując moją szyję, ale tym razem mu się
to nie udało.
Od
czasu tamtego zajścia z przed trzech lat, po którym spędziłam miesiąc w
szpitalu walcząc o życie swoje i dziecka takie zagrania Jusa mnie bardziej
denerwowały niż sprawiały radość.
−
Justin przestań w tej chwili. – Powiedziałam surowym głosem.
Wiedziałam,
że sprawiam mu tym ból. Wiedziałam, że trzy lata cierpliwie czekał, że może w
końcu wrócę do dawnej formy psychicznej. Wiedziałam, że nie mogłam go dłużej
trzymać w tej niepewności. Wiedziałam, że zależy mu na mnie i naszym synu.
Jednak przede wszystkim wiedziałam, że on nie da rady tak długo wytrzymać,
jeśli nic się nie zmieni, a nie zmieni się na pewno, bo każda czułość z jego
strony przywraca bolesne wspomnienia.
Justin
odsunął się ode mnie i usiadł przy stole z posępną miną. Nie chciałam, żeby
przeze mnie cierpiał. Sprawiając ból jemu sprawiałam ból samej sobie.
Chwilę
później podałam śniadanie moim chłopakom a sama poszłam na górę. Zamknęłam się
w sypialni, rzuciłam się na łóżko i zaczęłam płakać. Gdy się trochę uspokoiłam
wstałam z łóżka, wyjęłam ze swojej torby czyste ubrania i poszłam do łazienki.
Obmyłam twarz chłodną wodą i zaczęłam się malować, aby zakryć zaczerwienia po
płaczu.
Ubrałam
na siebie rurki w kolorze kawy z mlekiem, różową tunikę w kratę oraz kolorowe
sandały na obcasie.
Schodząc
po schodach usłyszałam dzwonek do drzwi. Jednak na dole było cicho. Ze swojego
dawnego pokoju usłyszałam piski Drewa. Więc Justin i mój mały synek byli
właśnie w tym pokoju.
Oczywiście
obaj byli tak zajęci, że nie słyszeli, jak ktoś dzwoni do drzwi. Zeszłam na
dół, gdy otworzył drzwi zobaczyłam Ryana i Chaza. Od razu wpuściłam chłopaków
do środka.
−
Wejdźcie do salonu, a ja zaraz pójdę po Justina. – Powiedziałam z powagą
wypisaną na twarzy.
Weszłam
znów na górę i weszłam do swojego dawnego pokoju. Na widok Justina, który
przebierał naszego małego księcia szeroko się uśmiechnęłam.
−
Justy idź się ubierz ktoś czeka na Ciebie na dole. – Powiedziałam poważnym
tonem i znów powróciłam do tego poważnego wyrazu twarzy, który od rana gościł
na mojej twarzy.
Mój
narzeczony spojrzał na mnie z bólem w oczach, jednak nic nie powiedział.
Wiedziałam, że nie chciał się ze mną kłócić, więc wstał i poszedł do sypialni,
gdzie zamknął za sobą z trzaskiem drzwi.
Podeszłam
do Drewa i skończyłam go ubierać. Mój maluszek spojrzał na mnie ze smutkiem
wypisanym na twarzy.
−
Mami, ciemu nie jubiś tati? Ziafsie sie uśmiejałaś, dy psijeździał, a tejaź
jesteś na niego źła. <czyt. Mamo, czemu nie lubisz taty? Zawsze się
uśmiechałaś, gdy przyjeżdżał, a teraz jesteś na niego zła.> – Powiedział
prawie z płaczem Drew.
−
Kochanie nie jestem zła na tatę. Mały po prostu są rzeczy, których nie jestem w
stanie Ci wytłumaczyć, a twój kochany tatuś ich nie rozumie i to na nie jestem
zła. A teraz chodź poczytam Ci jakąś bajkę. – Powiedziałam z uśmiechem.
Dreedree
od razu położył się na łóżku, a ja poszłam do sypialni po jego książeczkę z
bajkami. Justin stał akurat tyłem do drzwi i zakładał bluzkę. Gdy ujrzałam jego
mięśnie o mało nie ugięły się pode mną nogi. Kochałam go. Naprawdę kochałam
Justina i zależało mi na tym, aby był szczęśliwy, ale wiedziałam, że ze mną nie
będzie mu to dane. Nie po tym, co przeżyłam trzy lata temu.
Wiedziałam,
że Drew marzy o młodszym rodzeństwu, bo słyszałam, jak kilka razy pytał o to
Justina. Jednak wiedziałam, że ze mną Justin na pewno nie będzie miał więcej
dzieci. Nie dlatego, że nie mogłam ich mieć, przecież w końcu urodziłam Drewa,
ale z tego powodu, że miałam blokadę psychiczną.
Wyjęłam
z torby książeczkę z bajkami i poszłam do pokoju, w którym czekał na mnie
Dreedree. Wiedziałam, że Jus zauważył moje przyjście, ale bał się do mnie
odezwać.
Położyłam
się obok swojego synka i zaczęłam czytać mu bajkę. Po chwili malec usnął, więc
zeszłam na dół, aby nalać mu soku do kubka, który postawiłam na szafce nocnej
przy łóżku.
− Amy
dołączysz do nas? – Spytał radosny Ryan.
Wiedziałam,
że nie widziałam się z chłopakami trzy lata, ale nie mogłam tam siedzieć. Nie
mogłam siedzieć i patrzeć, jak chłopak, którego kocham cierpi z mojego powodu.
−
Może później na razie muszę zadzwonić do rodziców. – Skłamałam, bo nie
chciałam, aby któryś z nich poznał prawdę.
* Justin *
Nie rozumiem, co dzieje się z moją narzeczoną. Odkąd rano pocałowałem nią w szyję stała się
taka oschła, oziębła, obojętna. Nie wiem. Nie wiem, jak mam to nazwać. Przecież
wiem, że mnie kocha, ale dlaczego ona się tak zachowuje.
Dopiero, co nią odzyskałem, przecież wróciła do siebie po
tym wszystkim, co się stało w Los Angeles trzy lata temu. A może mi się tylko
wydawało?
Nagle przyszli Ryan z Chazem. Dość długo siedzieliśmy w
salonie i rozmawialiśmy. Nagle rozmowę przerwał nam dźwięk mojego telefonu. Gdy
spojrzałem na wyświetlacz okazało się, że dzwonił mój menadżer.
/Rozmowa telefoniczna: J-
Justin, S- Scott/
J: Czego? – Powiedziałem chyba za ostro, bo moi przyjaciele spojrzeli na
mnie ostrzegawczym wzrokiem.
S:
Młody, gdzie Ty jesteś? Miałeś być już w LA. Masz duet do nagrania z Seleną.
Poza tym za tydzień masz koncert. Więc pytam się ostatni raz, gdzie Ty kurwa
jesteś? – Powiedział wściekły Scott.
J:
Jestem w Kandzie z Amandą i Drewem. Jutro lecimy do Atlanty i za cztery dni
będę w domu. – Powiedziałem niepewnie.
Tak
naprawdę nie miałem pojęcia, co planuje moja ukochana.
S:
Nie Bieber nie jedziesz do żadnej Atlanty. Jeśli twoja laska chce jechać niech
jedzie sama, a Ciebie jutro widzę w LA.
Bez gadania. – Powiedział ostro i się rozłączył.
/Koniec rozmowy telefonicznej/
Ludzie
i co ja mam zrobić? Boję się powiedzieć Amy, jak wygląda sytuacja, bo wiem, że
nie wróci do LA, a ja mam już dość bycia ciągle z dala od własnego dziecka.
Przecież
to nie może trwać wiecznie. Co jeśli jednak może? Nie chce stracić ani synka,
ani swojej narzeczonej.
Zbliżał
się wieczór. Drew cały czas
siedział z Amy u góry i nie miałem pojęcia, co oni tam robią.
Moi
przyjaciele opuścili już dawny dom mojej narzeczonej, więc poszedłem zobaczyć,
co robią moje dwa skarby. Dreedree leżał już wykąpany w łóżku i spał w
najlepsze.
Poszedłem,
więc poszukać Amandy. Ku mojemu zaskoczeniu zobaczyłem nią leżącą w łóżku. Była
cała zapłakana. Tylko pytanie, dlaczego?
Czytasz = komentujesz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz