sobota, 31 maja 2014

Rozdział 13 – Jesteś chory psychicznie…

            Rano, gdy Justin ubierał Drewa przed wyjściem na lotnisko zadzwoniłam do swojej ulubionej kuzynki, a zarazem najlepszej przyjaciółki, czyli Caitlin. Dziewczyna odebrała od razu.

/Rozmowa telefoniczna: A- Amy, C- Cait/

            A: Hej kochana jednak nie przyjedziemy dziś do Atlanty. Menadżer Justina ma inne plany nieco inne plany. – Powiedziałam smutna.
            C: Nic nie szkodzi siostrzyczko. Pojedziemy tam razem, bo i tak razem z Chrisem akurat jesteśmy w LA, bo chciałam spotkać się z Austinem. – Powiedziała pogodnym tonem Cait.
            A: Zgoda. Pozdrów od nas chłopaków i mam nadzieję, że spotkamy się w LA. – Powiedziałam pogodnym tonem.
            C: Na bank. Już tego dopilnuję. A Scottowi przekaż, że jak go spotkam to mu nogi z dupy po wyrywam za to, że mi Ciebie zabrał na trzy lata. – Odparła poważnym tonem.

/Koniec rozmowy telefonicznej/

            Nagle w drzwiach stanął mój ukochany. Uśmiechnęłam się do niego szeroko i objęłam go w pasie. Jus od razu odpowiedział mi tym samym i musnął delikatnie mój policzek.
            − Justin pomożesz mi dojść do siebie po przyjeździe do LA? Naprawdę chcę, żeby między nami było tak jak dawnej, ale się boję. Proszę pomóż mi przełamać te wszystkie bariery. – Powiedziałam z determinacją w głosie.
            Mój narzeczony oparł swoje czoło o moje i długo patrzył na mnie tymi swoimi słodkimi czekoladowymi oczkami.
            − Kochanie dla Ciebie zrobię wszystko. A teraz chodź, bo zaraz nasz synek się zgrzeje w tej bluzie i później będzie chory, a tego chyba nie chcemy. – Powiedział z uśmiechem na twarzy.
            Złapałam Jusa za rękę i zeszliśmy na dół. Weszliśmy do salonu, gdzie nasz maluszek oglądał właśnie telewizję.
            − Czas wychodzić robaczku. – Powiedział Justin, a mały momentalnie znalazł się tuż przy nim.
            Mój ukochany zabrał nasze bagaże, a ja wzięłam naszego synka na ręce i wsiedliśmy do taksówki uprzednio zamykając za sobą drzwi na klucz.
            Gdy dojechaliśmy na lotnisko od razu udaliśmy w stronę odprawy. Niedługo później mogliśmy już wsiąść do naszego prywatnego samolotu. Drew tym razem cały lot przespał na naszych kolanach, a ja byłam pogrążona w rozmowie z Justinem.
            − Wiesz, że Cię kocham maleńka? Dlatego robię wszystko, żebyś znów stała się tą samą słodką i namiętną dziewczyną sprzed trzech lat. Chociaż może źle to ująłem, bo słodka jesteś nadal. – Powiedział czułym tonem Justin tuż przy moich ustach.
            − Nieprawda, bo Ty i Dreedree jesteście słodsi. – Odparłam z uśmiechem i musnęłam jego usta.
            Przez resztę drogi kłóciliśmy o to, które z nas jest słodsze i żadne z nas nie wygrało. Cztery godziny później wylądowaliśmy na lotnisku w Los Angeles.
            Z lotniska odebrali nas Usher i Kenny. Kenny jest jednym z ochroniarzy Jusa, którego pamiętam jeszcze z początków jego kariery. Tak Hamilton prawie w ogóle się nie zmienił.
            − Hej gigancie. – Przywitałam się z nim żartobliwym tonem. – Czy mi się wydaje, czy Ty ciągle rośniesz?
            − O witaj maleńka. Wydaje Ci się. Ja już od dawna nie rosnę. Za to Ty mogłabyś być troszkę wyższa, bo chyba od wyjazdu nie urosłaś w cale. – Powiedział równie pogodnie.
            Wiem, że większość osób często było wstrząśnięta na temat naszych żartów dotyczących mojego wzrostu, ale w końcu to byłam ja i Kenny. My zawsze żartowaliśmy w dziwny sposób. Poza tym mój wzrost nie należał do najniższych, bo znam dziewczyny niższe od siebie. Miałam sto sześćdziesiąt centymetrów wzrostu i nie przeszkadzało mi to. Może i mogłabym mieć kilka centymetrów więcej, ale w końcu nie o to chodziło. Poza tym nigdy nie miałam większych kompleksów na temat swojego wyglądu.
            − To jest te wasze dzieło, które staraliście się ukryć do momentu, aż skończysz szkołę? – Spytał Usher przyklękając przy Drewie, który chował się za moimi plecami.
            − Tak to mój maluszek. – Powiedział dumnie Jus i wziął Drewa na ręce.
            Maluch od razu wtulił się w jego ciało chowając swoją główkę w ramię Jusa. Nagle otoczyły nas fanki Biebsa. Usher pozbierał nasze torby, a Kenny pomógł nam bezpiecznie opuścić lotnisko. Wsiedliśmy do rodzinnego van’ a należącego do Hamiltona i ruszyliśmy w stronę domu Justina.
            Ku naszemu zaskoczeniu budynek był otwarty. Niepewnie weszliśmy do środka, ale czekała nas bardzo przyjemna niespodzianka. W środku czekała na nas Pattie, czyli mama mojego narzeczonego.
            Jus postawił Drewa na ziemi i szeroko uśmiechnął się w kierunku swojej rodzicielki.
            − Witaj w nowym domu maluchu. Chcesz zobaczyć swój nowy pokój? – Powiedział z uśmiechem Jus do naszego słodkiego synka.
            Dreedree od razu wyciągnął ręce w stronę Justina, a mój ukochany przewrócił oczami, jednak wziął Drewa na ręce.
            − Mówiłam, żebyś go tyle nie nosił, bo potem Ci nie da spokoju. – Przypomniałam swojemu narzeczonemu, a on posłał mi tylko zniewalający uśmiech i zniknął z Drewem na schodach.
            Podeszłam do mamy od Justina i mocno przytuliłam się do kobiety, która od razu odwzajemniła uścisk.
            − Hej Amanda. Mały mocno Ci się dawał we znaki przez te dwa i pół roku? – Spytała pogodnie i usiadłyśmy na kanapie.
            − Trochę. Ogólnie Drew jest grzecznym dzieckiem, tylko niestety uparty, tak jak jego tata. Zawsze musi być tak, jak on chce, bo inaczej jest larmo. Jednak najbardziej cieszę się, że Jus przez cały ten czas nas odwiedzał. To mi wiele pomogło. Nie wiem, jakbym sobie poradziła, gdybym wtedy posłuchała Scotta. Mały naprawdę jest inny, gdy Justin jest przy nim. Wtedy wie, że nie może robić wszystkiego, na co ma ochotę. Lecz gdy jest Justin to dla małego już nic innego nie ma znaczenia. – Powiedziałam pogodnym tonem.
            − Amy dobrze wiesz, jaki Jus ma wpływ na dzieci i cieszę się, że dogaduje się tak z własnym synem. Chodź idziemy zobaczyć, co o oni tam robią. – Powiedziała pogodnym tonem Pattie.
            Obie od razu wstałyśmy z kanapy i skierowałyśmy się do góry. Od razu usłyszałam śmiech mojego dziecka z pokoju na końcu korytarza. Skierowałyśmy się w tamtą stronę jednak, gdy weszłyśmy do pokoju oparłam się o framugę drzwi i patrzyłam, jak moi chłopcy bawią się kolejką elektryczną.
            Pokój Drewa był pomalowany cały na niebiesko. Na suficie znajdowały się świecące w ciemności naklejki – gwiazdy i księżyc -, które tworzyły niebo. Łóżko miał w kształcie wyścigówki z pościelą w roboty. Na szafce stały nasze zdjęcia z różnych etapów życia Drewa i pełno nowych zabawek dla niego.
            − Justin myślałam, że wydoroślałeś już. – Powiedziała pogodnym tonem mama mojego narzeczonego.
            − Oj mamo, bo wydoroślałem tylko chcę spędzić trochę czasu ze swoim maleństwem zanim Scott znów coś wymyśli, żeby mnie z nim rozdzielić. Nie chcę znów stracić na trzy lata syna i narzeczonej. To nie może się już powtórzyć. – Powiedział rozpaczliwym tonem.
            Dreedree dopiero teraz zauważył, że ktoś tutaj jest poza nim i Jusem, gdy mnie zobaczył od razu do mnie podbiegł i mocno się do mnie przytulił.
            − Mami kosiam Cię. – Powiedział mój mały synek.
            Od razu wzięłam go na ręce i delikatnie pocałowałam go w czoło.
            − Też Cię kocham maleństwo. Drew a pamiętasz babcię Pattie? – Spytałam odwracając go w stronę mamy od Jusa.
            − Tia! – Krzyknął i wyciągnął ręce do Pattie.
            Kobieta od razu wzięła go na ręce i mocno się do niego przytuliła.
            − Tęskniłam za Tobą króliczku. – Powiedziała do Drewa, na co on się szeroko uśmiechnął.
            Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi.
            − Mamo zostaniesz z małym tu u góry i się z nim pobawisz? To pewnie Scott a my z Amy chcemy sobie poważnie z nim porozmawiać. – Powiedział Justin poważnym i opanowanym tonem.
            − Zgoda a teraz idźcie my tutaj sobie poradzimy. – Powiedziała pogodnie mama mojego narzeczonego.
            Zeszliśmy na dół trzymając się za ręce. Gdy Jus otworzył drzwi naszym oczom ukazał się jego „cudowny” menadżer. Biebs wpuścił go do środka i udaliśmy się do salonu.
            Razem z Jusem usiedliśmy na kanapie, po czym mocno wtuliłam się w jego ciało, a Scott usiadł na przeciwko nas.
            − Justin wiesz, że za tydzień wyjeżdżasz na pół roku w trasę koncertową? – Powiedział poważnym tonem jego menadżer.
            − Jesteś chory psychicznie. Idź się leczyć na głowę Scott. Sorry, lepiej na nogi, bo na głowę to już o trzy lata za późno. Dopiero, co odzyskałem narzeczoną i dziecko a Ty już znów chcesz mi ich odebrać. Scott uwierz tym razem już nie wygrasz. Wcześniej zgodziłem się na twój chory plan tylko, dlatego żeby Amanda mogła skończyć szkołę. Ale tym razem nie uda Ci nas rozdzielić. Zrozum, jeśli będę musiał wybierać między moją małą rodziną a karierą wybiorę Amandę i Drewa. – Powiedział poważnym tonem Justin patrząc prosto na Scotta.
            Wiedziałam, że nie żartuje mówiąc, że jest w stanie zrezygnować z kariery, aby być z nami.
            − To w takim razie, co zamierzasz zrobić z karierą? – Powiedział Scott równie poważnym tonem.
            − Scott to proste. Przez najbliższy rok nie będę wyjeżdżał w żadne dalekie trasy. Mogę pisać i nagrywać piosenki, mieć koncerty w LA i na obrzeżach miasta, ale to wszystko. Na trzy lata oderwałeś mnie od dziecka. Ten tydzień, co z nim spędzałem w miesiącu naprawdę nie zmienił tego, że moje maleństwo praktycznie wychowywało się bez ojca i teraz chcę to zmienić. Poza tym chyba najwyższy czas, żebyśmy z Amandą pomyśleli o ślubie. – Przy ostatnich słowach jego wzrok złagodniał i spojrzał na mnie tymi swoimi pięknymi czekoladowymi oczami.
            − Nie dasz za wygraną, prawda? Już nie mogę za Ciebie decydować o wszystkim. – Powiedział z rezygnacją w głosie Scott.
            − Nie Scott nie będziesz już za mnie decydował a na pewno nie o moim życiu prywatnym. – Powiedział poważnym tonem Justin.
            Nagle z góry zeszła mama Justina z naszym synkiem na rękach. Gdy Pattie postawiła Drewa na ziemi ten od razu podbiegł do nas i wspiął się na kolana Justina mocno się do niego przytulając.
            − Tati kosiam Cię. – Powiedział Drew chowając swoją głowę w torsie Jusa.
            Biebs od razu się rozpromienił i zmierzwił jego blond włosy, przez co mały spojrzał na Justina.
            − Też Cię kocham szkrabie. Idziemy dzisiaj na lody lub ciacho? – Spytał Jus z szerokim uśmiechem na twarzy.
            − Ciasio! – Wykrzyczał mój malec i przytulił się mocniej do Justina.
            Menadżer Justina patrzył na całą tą scenę z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Spojrzałam jeszcze raz na moich chłopaków i uśmiechnęłam się szeroko na widok Jusa tulącego do siebie Drewa.
            − Kochanie pójdziesz z babcią do ogrodu? Mama i tata muszą tutaj skończyć rozmawiać. – Powiedział czułym tonem mój ukochany.
            − Dobzie. – Powiedział smutnym tonem mój synek i zszedł z kolan Justina, po czym poszedł do mamy od mojego ukochanego i podał jej rękę.
            Gdy zniknął za szklanymi drzwiami, Justin objął mnie opiekuńczo ramieniem.
            − Zgoda niech będzie, jak tam sobie chcesz, ale to wasza dwójka prostuje wszystko jutrzejszym wywiadzie. – Powiedział poważnym tonem Scott.
            − Zrozumiano. – Powiedział odprężony Justin. – Kochanie idź po Dreedree i zacznij go ubierać. Zaraz pojedziemy na te ciasto, co mu obiecałem. – Powiedział z uśmiechem mój ukochany.
            Przeszłam przez salon i wyszłam przez szklane drzwi do ogrodu. Mój maluszek siedział na zjeżdżalni. Od razu do niego podeszłam a gdy tylko zjechał ze zjeżdżalni podbiegł do mnie i mocno się przytulił.
            − Chodź kochanie idziemy się ubierać, bo za chwile jedziemy z tatą na te twoje ciacho. – Powiedziałam z uśmiechem na twarzy.
            − Huja! <czyt. Hura!> – Krzyknął mały i wbiegł, jak torpeda do domu.
            Poszłam za nim i założyłam mu bluzę oraz buty. Chwilę później Scott opuścił dom Biebsa, a my razem z mamą Jusa wsiedliśmy do chabrowego Range Rovera Evoque i ruszyliśmy do cukierni.
            Moi dwaj ukochani chłopcy oczywiście wybrali szarlotkę, bo było to ich ulubione ciasto. Natomiast ja i Pattie wybrałyśmy biszkopt z kremem śmietankowym, i galaretką truskawkową.

            Godzinę później znów byliśmy w domu, jednak zrobiło się już na tyle późno, że postanowiliśmy wykąpać Drewa i położyć go spać. Później sami poszliśmy do łazienek i wróciliśmy do sypialni, gdzie położyliśmy się spać.

Pozostaw po sobie pamiatke.
skomntuj kazdy przeczytany rozdzial.

1 komentarz:

  1. Huja !! lol myślałam ze padnę :P
    Już sobie wyobrażam małego Dreedree <3

    OdpowiedzUsuń