/Rozmowa telefoniczna: A- Amy, C- Cait/
A:
Hej kochana jednak nie przyjedziemy dziś do Atlanty. Menadżer Justina ma inne
plany nieco inne plany. – Powiedziałam smutna.
C:
Nic nie szkodzi siostrzyczko. Pojedziemy tam razem, bo i tak razem z Chrisem
akurat jesteśmy w LA, bo chciałam spotkać się z Austinem. – Powiedziała
pogodnym tonem Cait.
A:
Zgoda. Pozdrów od nas chłopaków i mam nadzieję, że spotkamy się w LA. –
Powiedziałam pogodnym tonem.
C: Na
bank. Już tego dopilnuję. A Scottowi przekaż, że jak go spotkam to mu nogi z
dupy po wyrywam za to, że mi Ciebie zabrał na trzy lata. – Odparła poważnym
tonem.
/Koniec rozmowy telefonicznej/
Nagle
w drzwiach stanął mój ukochany. Uśmiechnęłam się do niego szeroko i objęłam go
w pasie. Jus od razu odpowiedział mi tym samym i musnął delikatnie mój
policzek.
−
Justin pomożesz mi dojść do siebie po przyjeździe do LA? Naprawdę chcę, żeby
między nami było tak jak dawnej, ale się boję. Proszę pomóż mi przełamać te
wszystkie bariery. – Powiedziałam z determinacją w głosie.
Mój
narzeczony oparł swoje czoło o moje i długo patrzył na mnie tymi swoimi
słodkimi czekoladowymi oczkami.
−
Kochanie dla Ciebie zrobię wszystko. A teraz chodź, bo zaraz nasz synek się
zgrzeje w tej bluzie i później będzie chory, a tego chyba nie chcemy. –
Powiedział z uśmiechem na twarzy.
Złapałam
Jusa za rękę i zeszliśmy na dół. Weszliśmy do salonu, gdzie nasz maluszek
oglądał właśnie telewizję.
−
Czas wychodzić robaczku. – Powiedział Justin, a mały momentalnie znalazł się
tuż przy nim.
Mój
ukochany zabrał nasze bagaże, a ja wzięłam naszego synka na ręce i wsiedliśmy
do taksówki uprzednio zamykając za sobą drzwi na klucz.
Gdy
dojechaliśmy na lotnisko od razu udaliśmy w stronę odprawy. Niedługo później
mogliśmy już wsiąść do naszego prywatnego samolotu. Drew tym razem cały lot
przespał na naszych kolanach, a ja byłam pogrążona w rozmowie z Justinem.
−
Wiesz, że Cię kocham maleńka? Dlatego robię wszystko, żebyś znów stała się tą
samą słodką i namiętną dziewczyną sprzed trzech lat. Chociaż może źle to
ująłem, bo słodka jesteś nadal. – Powiedział czułym tonem Justin tuż przy moich
ustach.
−
Nieprawda, bo Ty i Dreedree jesteście słodsi. – Odparłam z uśmiechem i musnęłam
jego usta.
Przez
resztę drogi kłóciliśmy o to, które z nas jest słodsze i żadne z nas nie
wygrało. Cztery godziny później wylądowaliśmy na lotnisku w Los Angeles.
Z
lotniska odebrali nas Usher i Kenny. Kenny jest jednym z ochroniarzy Jusa,
którego pamiętam jeszcze z początków jego kariery. Tak Hamilton prawie w ogóle
się nie zmienił.
− Hej
gigancie. – Przywitałam się z nim żartobliwym tonem. – Czy mi się wydaje, czy
Ty ciągle rośniesz?
− O
witaj maleńka. Wydaje Ci się. Ja już od dawna nie rosnę. Za to Ty mogłabyś być
troszkę wyższa, bo chyba od wyjazdu nie urosłaś w cale. – Powiedział równie
pogodnie.
Wiem,
że większość osób często było wstrząśnięta na temat naszych żartów dotyczących
mojego wzrostu, ale w końcu to byłam ja i Kenny. My zawsze żartowaliśmy w
dziwny sposób. Poza tym mój wzrost nie należał do najniższych, bo znam
dziewczyny niższe od siebie. Miałam sto sześćdziesiąt centymetrów wzrostu i nie
przeszkadzało mi to. Może i mogłabym mieć kilka centymetrów więcej, ale w końcu
nie o to chodziło. Poza tym nigdy nie miałam większych kompleksów na temat
swojego wyglądu.
− To
jest te wasze dzieło, które staraliście się ukryć do momentu, aż skończysz szkołę?
– Spytał Usher przyklękając przy Drewie, który chował się za moimi plecami.
− Tak
to mój maluszek. – Powiedział dumnie Jus i wziął Drewa na ręce.
Maluch
od razu wtulił się w jego ciało chowając swoją główkę w ramię Jusa. Nagle
otoczyły nas fanki Biebsa. Usher pozbierał nasze torby, a Kenny pomógł nam
bezpiecznie opuścić lotnisko. Wsiedliśmy do rodzinnego van’ a należącego do
Hamiltona i ruszyliśmy w stronę domu Justina.
Ku
naszemu zaskoczeniu budynek był otwarty. Niepewnie weszliśmy do środka, ale czekała
nas bardzo przyjemna niespodzianka. W środku czekała na nas Pattie, czyli mama
mojego narzeczonego.
Jus
postawił Drewa na ziemi i szeroko uśmiechnął się w kierunku swojej rodzicielki.
−
Witaj w nowym domu maluchu. Chcesz zobaczyć swój nowy pokój? – Powiedział z
uśmiechem Jus do naszego słodkiego synka.
Dreedree
od razu wyciągnął ręce w stronę Justina, a mój ukochany przewrócił oczami,
jednak wziął Drewa na ręce.
−
Mówiłam, żebyś go tyle nie nosił, bo potem Ci nie da spokoju. – Przypomniałam swojemu
narzeczonemu, a on posłał mi tylko zniewalający uśmiech i zniknął z Drewem na
schodach.
Podeszłam
do mamy od Justina i mocno przytuliłam się do kobiety, która od razu
odwzajemniła uścisk.
− Hej
Amanda. Mały mocno Ci się dawał we znaki przez te dwa i pół roku? – Spytała
pogodnie i usiadłyśmy na kanapie.
−
Trochę. Ogólnie Drew jest grzecznym dzieckiem, tylko niestety uparty, tak jak
jego tata. Zawsze musi być tak, jak on chce, bo inaczej jest larmo. Jednak
najbardziej cieszę się, że Jus przez cały ten czas nas odwiedzał. To mi wiele
pomogło. Nie wiem, jakbym sobie poradziła, gdybym wtedy posłuchała Scotta. Mały
naprawdę jest inny, gdy Justin jest przy nim. Wtedy wie, że nie może robić
wszystkiego, na co ma ochotę. Lecz gdy jest Justin to dla małego już nic innego
nie ma znaczenia. – Powiedziałam pogodnym tonem.
− Amy
dobrze wiesz, jaki Jus ma wpływ na dzieci i cieszę się, że dogaduje się tak z
własnym synem. Chodź idziemy zobaczyć, co o oni tam robią. – Powiedziała
pogodnym tonem Pattie.
Obie
od razu wstałyśmy z kanapy i skierowałyśmy się do góry. Od razu usłyszałam
śmiech mojego dziecka z pokoju na końcu korytarza. Skierowałyśmy się w tamtą
stronę jednak, gdy weszłyśmy do pokoju oparłam się o framugę drzwi i patrzyłam,
jak moi chłopcy bawią się kolejką elektryczną.
Pokój
Drewa był pomalowany cały na niebiesko. Na suficie znajdowały się świecące w
ciemności naklejki – gwiazdy i księżyc -, które tworzyły niebo. Łóżko miał w
kształcie wyścigówki z pościelą w roboty. Na szafce stały nasze zdjęcia z różnych
etapów życia Drewa i pełno nowych zabawek dla niego.
−
Justin myślałam, że wydoroślałeś już. – Powiedziała pogodnym tonem mama mojego
narzeczonego.
− Oj
mamo, bo wydoroślałem tylko chcę spędzić trochę czasu ze swoim maleństwem zanim
Scott znów coś wymyśli, żeby mnie z nim rozdzielić. Nie chcę znów stracić na
trzy lata syna i narzeczonej. To nie może się już powtórzyć. – Powiedział
rozpaczliwym tonem.
Dreedree
dopiero teraz zauważył, że ktoś tutaj jest poza nim i Jusem, gdy mnie zobaczył
od razu do mnie podbiegł i mocno się do mnie przytulił.
−
Mami kosiam Cię. – Powiedział mój mały synek.
Od
razu wzięłam go na ręce i delikatnie pocałowałam go w czoło.
− Też
Cię kocham maleństwo. Drew a pamiętasz babcię Pattie? – Spytałam odwracając go
w stronę mamy od Jusa.
−
Tia! – Krzyknął i wyciągnął ręce do Pattie.
Kobieta
od razu wzięła go na ręce i mocno się do niego przytuliła.
−
Tęskniłam za Tobą króliczku. – Powiedziała do Drewa, na co on się szeroko
uśmiechnął.
Nagle
zadzwonił dzwonek do drzwi.
− Mamo
zostaniesz z małym tu u góry i się z nim pobawisz? To pewnie Scott a my z Amy
chcemy sobie poważnie z nim porozmawiać. – Powiedział Justin poważnym i
opanowanym tonem.
−
Zgoda a teraz idźcie my tutaj sobie poradzimy. – Powiedziała pogodnie mama
mojego narzeczonego.
Zeszliśmy
na dół trzymając się za ręce. Gdy Jus otworzył drzwi naszym oczom ukazał się
jego „cudowny” menadżer. Biebs wpuścił go do środka i udaliśmy się do salonu.
Razem
z Jusem usiedliśmy na kanapie, po czym mocno wtuliłam się w jego ciało, a Scott
usiadł na przeciwko nas.
−
Justin wiesz, że za tydzień wyjeżdżasz na pół roku w trasę koncertową? –
Powiedział poważnym tonem jego menadżer.
− Jesteś chory psychicznie. Idź się
leczyć na głowę Scott. Sorry, lepiej na nogi, bo na głowę to już o trzy lata za
późno. Dopiero, co odzyskałem narzeczoną i dziecko a Ty już znów chcesz mi ich
odebrać. Scott uwierz tym razem już nie wygrasz. Wcześniej zgodziłem się na
twój chory plan tylko, dlatego żeby Amanda mogła skończyć szkołę. Ale tym razem
nie uda Ci nas rozdzielić. Zrozum, jeśli będę musiał wybierać między moją małą
rodziną a karierą wybiorę Amandę i Drewa. – Powiedział poważnym tonem Justin
patrząc prosto na Scotta.
Wiedziałam,
że nie żartuje mówiąc, że jest w stanie zrezygnować z kariery, aby być z nami.
− To
w takim razie, co zamierzasz zrobić z karierą? – Powiedział Scott równie
poważnym tonem.
−
Scott to proste. Przez najbliższy rok nie będę wyjeżdżał w żadne dalekie trasy.
Mogę pisać i nagrywać piosenki, mieć koncerty w LA i na obrzeżach miasta, ale
to wszystko. Na trzy lata oderwałeś mnie od dziecka. Ten tydzień, co z nim
spędzałem w miesiącu naprawdę nie zmienił tego, że moje maleństwo praktycznie
wychowywało się bez ojca i teraz chcę to zmienić. Poza tym chyba najwyższy
czas, żebyśmy z Amandą pomyśleli o ślubie. – Przy ostatnich słowach jego wzrok
złagodniał i spojrzał na mnie tymi swoimi pięknymi czekoladowymi oczami.
− Nie
dasz za wygraną, prawda? Już nie mogę za Ciebie decydować o wszystkim. –
Powiedział z rezygnacją w głosie Scott.
− Nie
Scott nie będziesz już za mnie decydował a na pewno nie o moim życiu prywatnym.
– Powiedział poważnym tonem Justin.
Nagle
z góry zeszła mama Justina z naszym synkiem na rękach. Gdy Pattie postawiła
Drewa na ziemi ten od razu podbiegł do nas i wspiął się na kolana Justina mocno
się do niego przytulając.
−
Tati kosiam Cię. – Powiedział Drew chowając swoją głowę w torsie Jusa.
Biebs
od razu się rozpromienił i zmierzwił jego blond włosy, przez co mały spojrzał
na Justina.
− Też
Cię kocham szkrabie. Idziemy dzisiaj na lody lub ciacho? – Spytał Jus z
szerokim uśmiechem na twarzy.
−
Ciasio! – Wykrzyczał mój malec i przytulił się mocniej do Justina.
Menadżer
Justina patrzył na całą tą scenę z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Spojrzałam
jeszcze raz na moich chłopaków i uśmiechnęłam się szeroko na widok Jusa
tulącego do siebie Drewa.
−
Kochanie pójdziesz z babcią do ogrodu? Mama i tata muszą tutaj skończyć
rozmawiać. – Powiedział czułym tonem mój ukochany.
−
Dobzie. – Powiedział smutnym tonem mój synek i zszedł z kolan Justina, po czym
poszedł do mamy od mojego ukochanego i podał jej rękę.
Gdy
zniknął za szklanymi drzwiami, Justin objął mnie opiekuńczo ramieniem.
−
Zgoda niech będzie, jak tam sobie chcesz, ale to wasza dwójka prostuje wszystko
jutrzejszym wywiadzie. – Powiedział poważnym tonem Scott.
−
Zrozumiano. – Powiedział odprężony Justin. – Kochanie idź po Dreedree i zacznij
go ubierać. Zaraz pojedziemy na te ciasto, co mu obiecałem. – Powiedział z
uśmiechem mój ukochany.
Przeszłam
przez salon i wyszłam przez szklane drzwi do ogrodu. Mój maluszek siedział na
zjeżdżalni. Od razu do niego podeszłam a gdy tylko zjechał ze zjeżdżalni
podbiegł do mnie i mocno się przytulił.
−
Chodź kochanie idziemy się ubierać, bo za chwile jedziemy z tatą na te twoje
ciacho. – Powiedziałam z uśmiechem na twarzy.
−
Huja! <czyt. Hura!> – Krzyknął mały i wbiegł, jak torpeda do domu.
Poszłam
za nim i założyłam mu bluzę oraz buty. Chwilę później Scott opuścił dom Biebsa,
a my razem z mamą Jusa wsiedliśmy do chabrowego Range Rovera Evoque i
ruszyliśmy do cukierni.
Moi
dwaj ukochani chłopcy oczywiście wybrali szarlotkę, bo było to ich ulubione
ciasto. Natomiast ja i Pattie wybrałyśmy biszkopt z kremem śmietankowym, i
galaretką truskawkową.
Godzinę
później znów byliśmy w domu, jednak zrobiło się już na tyle późno, że
postanowiliśmy wykąpać Drewa i położyć go spać. Później sami poszliśmy do
łazienek i wróciliśmy do sypialni, gdzie położyliśmy się spać.
Pozostaw po sobie pamiatke.
skomntuj kazdy przeczytany rozdzial.
Huja !! lol myślałam ze padnę :P
OdpowiedzUsuńJuż sobie wyobrażam małego Dreedree <3