sobota, 31 maja 2014

Rozdział 10 – Dajeko jeście?

            − Obiecuję. – Powiedział Justin z poważnym wyrazem twarzy.
            Po trzech godzinach dojechaliśmy na lotnisko do Warszawy, skąd miał startować prywatny samolot Justina.
            Przez fakt, że lecieliśmy prywatnym samolotem nie musieliśmy długo czekać na odprawę. Po dotarciu do samolotu zajęliśmy wyznaczone miejsca. Ryan i Chaz lecieli z nami do Stratford, Cait i Chris lecieli do Atlanty, natomiast Austin miał wrócić do LA.
            Do Stratford lecieliśmy chyba z osiem godzin. Niestety Dreedree ciągle marudził, że mu się nudzi.
            Na szczęście tutaj mieliśmy cały samolot do własnej dyspozycji. Justin dużo chodził z małym na rękach, żeby go uspokoić. Wiedziałam, że Drew może nie najlepiej znieść tak długą podróż, bo w Polsce jego najdłuższa podróż trwała półtorej godziny jazdy samochodem w jedną stronę.
            − Dajeko jeście? Ja ciem mojego misia. – Powiedział Drew ze łzami w oczach.
            − Dobrze mały za chwilę dostaniesz misia, ale jeszcze chwilę musisz wytrzymać, bo dopiero za dziesięć minut podejdziemy do lądowania. – Powiedział Justin i przytulił naszego synka mocniej do siebie.
            Tak jak mówił Justin dziesięć minut później podeszliśmy do lądowania. Wtedy Dreedree musiał grzecznie siedzieć na fotelu, a uwierzcie mi nie jest to łatwe utrzymać trzy letnie dziecko przez dłużej niż trzy minuty w jednym miejscu.
            Na szczęście nie ma to, jak męska ręka. Justin jednym spojrzeniem potrafił posadzić małego w jednym miejscu, a ten nawet nie drgnął.
            W końcu wylądowaliśmy na lotnisku. Znajdowało się ono na obrzeżach Stratford, więc nie musieliśmy nigdzie daleko jechać. Na ścianach lotniska znajdowało się wiele plakatów mojego narzeczonego.
            Jus przed wyjściem z samolotu założył bluzę z kapturem i okulary przeciwsłoneczne. Tuż przed wejściem na lotnisko naciągnął kaptur na głowę i weszliśmy na pas lotniska.
            Od razu skierowaliśmy się do wyjścia, przed którym czekał już na nas podstawiony samochód z wypożyczalni. Zapakowaliśmy do niego swoje bagaże i ruszyliśmy w stronę mojego dawnego domu.
            Całe szczęście moi rodzice nie zdążyli jeszcze sprzedać żadnego domu z trzech najważniejszych dla mnie miejsc, czyli: Stratford, Atlanta i Los Angeles.
            Przyjechaliśmy do mojego dawnego domu. Nie mogę w to uwierzyć wszystko zostało nienaruszone i wyglądało tak, jak przed moim wyjazdem z tego domu sześć lat temu.
            Zanieśliśmy nasze bagaże do dawnej sypialni moich rodziców. Boże tyle wspomnień wiąże się z tym miejscem.
            Spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Zegarek pokazywał godzinę 14: 30 czasu lokalnego. Chyba najwyższy czas na obiad.
            − Księżniczko zamówimy dziś pizzę na obiad? – Spytał z uśmiechem na twarzy mój ukochany.
            − Tja, tja, tja. – Zaczął wołać nasz maluszek.
            W takim razie ja nie miałam nic do gadania. Moi chłopcy mnie przegłosowali. Po chwili Justin zadzwonił do pizzerii i zamówił największą pizzę z szynką i pieczarkami.
            Dwadzieścia minut później zamówienie dostarczyli nam do domu. Gdy przyjechał dostawca wyszłam, aby mu zapłacić.
            Gdy weszłam do salonu moich dwóch najważniejszych mężczyzn siedziało przy stole i czekali na pizzę.
            − Kochanie do mojej babci idziemy dziś, czy jutro? – Spytał Justin po „obiedzie”, gdy Drew poszedł się bawić.
            − Możemy iść dzisiaj. – Powiedziałam z uśmiechem na twarzy, na co mój ukochany wpił się delikatnie w moje usta.
            − Fuuuj… Ne psi dzieciach. <czyt. Nie przy dzieciach.> - Powiedział Drew wchodząc między nas i siadając na kolanach Jusa.
            − Dobrze słońce, ale chodź teraz się ubierzemy, bo chcemy z mamą, żebyś kogoś poznał. – Powiedział Justy z uśmiechem na twarzy i poszedł z nim do przedpokoju.
            Poszłam zaraz za nimi i założyłam z powrotem swoje buty. Wyszliśmy z domu, a ja starannie zamknęłam za nami drzwi.
            Justin wziął Dreedree na ręce, na co ja tylko wzniosłam oczy ku niebu. Ile razy można mu powtarzać, żeby nie nosił małego na rękach? Zwłaszcza, że jego babcia mieszkała dwa domy dalej.
            − Dreedree, jak wejdziemy do mojej babci to zaniosę Cię do mojego dawnego pokoju i za chwilę po Ciebie przyjdę, bo mama i ja musimy z kimś porozmawiać, a Ty w tym czasie pobawisz się swoimi zabawkami, co mama ma w torebce, zgoda? – Powiedział Justin do naszego synka.
            − Źgoda. – Powiedział Drew, gdy doszliśmy do domu należącego do babci dziadka od Jusa.
            Gdy doszliśmy do drzwi Biebs zadzwonił na dzwonek. Chwilę później otworzyła nam pani Diane. Na widok swojego wnuka szeroko się uśmiechnęła, ale gdy zobaczyła mnie i Dreedree jej twarz wyrażała teraz szok.
            − Cześć babciu możemy wejść? – Spytał radosnym tonem mój ukochany.
            Gdy kobieta nas przepuściła w drzwiach Justin wyciągnął z mojej torebki zabawki i pomógł Drewowi się rozebrać, po czym zaniósł go do swojego dawnego pokoju.
            Pani Diane ciągle mi się przyglądała i dopiero po chwili do niej coś dotarło.
            − Amanda, to naprawdę Ty? – Spytała kobieta.
            W odpowiedzi kiwnęłam głową, bo w tym samym czasie przy nas pojawił się Justin.
            − Babciu może przejdźmy do salonu, bo mamy Wam dużo do opowiedzenia. – Powiedział mój ukochany, gdy objął mnie w pasie.
            Kobieta kiwnęła głową i ciągle nam się przyglądała. W salonie siedział dziadek Justina, który oglądał telewizję.
            − Bruce wyłącz to, bo mamy gości. – Powiedziała babcia Jusa.
            Dziadek mojego ukochanego od razu wyłączył telewizor i spojrzał w naszą stronę, czekając na jakieś wyjaśnienia.
            − Mam nadzieję, że pamiętacie jeszcze Amandę, moją narzeczoną? – Spytał Justin, na co jego babcia i dziadek mu przytaknęli ruchem głowy. – Tak, więc wiecie, że trzy lata temu w walentynki się zaręczyliśmy i nagle zaraz po zakończeniu szkoły wyjechała. Niestety przez trzy lata nie mogliśmy ujawnić prawdziwego powodu jej wyjazdu. Babciu widziałaś tego malca na moich rękach, prawda? – Gdy kobieta skinęła głową Justin kontynuował swoją opowieść. – No, więc ten maluch to mój i Amandy syn. W listopadzie skończy trzy lata. Chcieliśmy to ujawnić wcześniej, ale Amy musiała też skończyć szkołę, więc do momentu zakończenia jej nauką istnienie Drewa było wielką tajemnicą. Już uprzedzam wasze pytanie. Będziecie się na pewno zastanawiać, jak doszło do tego wszystkiego. To proste w dzień zaręczyn spędziliśmy ze sobą ostatnią noc. Wtedy nie uważaliśmy. Niestety kilka dni później wyjechałem w trasę. Gdy wróciłem dowiedziałem się, że Amanda jest w ciąży i musi wyjechać, aby w spokoju skończyć szkołę. Na miesiąc przed jej wyjazdem wydarzyło się coś, przez co miesiąc pędziła w szpitalu, ale nie chcemy do tego wracać. – Wtedy spojrzał na mnie tymi swoimi pięknymi czekoladowymi oczami, które nasz synek odziedziczył po nim.
            Nagle z góry usłyszałam płacz Drewa i Niezastanawiając się, ani sekundy wstałam z kanapy i pobiegłam do swojego synka. Gdy dotarłam do pokoju mały siedział na podłodze i trzymał swoją małą rączkę na głowie.
            − Kochanie, co się stało? – Spytałam podchodząc do małego i mocno go przytulając do siebie.
            − Ciałem ziobacić tamte źdjecie, aje udezijem sie o siafke. <czyt. Chciałem zobaczyć tamte zdjęcie, ale uderzyłem się o szafkę.> - Powiedział przez płacz mój maluszek.
            Wzięłam go na ręce i podeszłam z nim do szafki, na której stało zdjęcie. Przedstawiało ono mnie i Jusa w wieku sześciu lat. Tak od zawsze z Biebsem byliśmy nie rozłączni. Od zawsze był dla mnie kimś ważnym i pozostało to do teraz, choć obecnie znaczył dla mnie o wiele więcej.
            − Mami to, to? <czyt. Mamo, kto to?> - Spytał mój maluszek, gdy w końcu przestał płakać.
            − Twój tata i ja, gdy byliśmy niewiele starsi od Ciebie. – Powiedziałam z uśmiechem. – A skoro mowa o tacie to chcesz iść do niego? – Maluch od razu zapiszczał z radości i mocno objął mnie w karku.
            Zeszłam z nim na dół, lecz gdy skończyły się schody postawiłam go na ziemi. Po wejściu do salonu Drew od razu podbiegł do Justina i wspiął się na jego kolana mocno się do niego przytulając.
            − Dreedree powiesz tacie, czemu tak płakałeś? – Spytał Jus, na co mały w odpowiedzi przecząco pokręcił główką.
            Cóż Drew był trochę nieśmiały. Przepraszam trochę to mało powiedziane. Przy osobach, które widział pierwszy raz na oczy zachowywał się całkiem inaczej niż w domu. Wtedy najlepiej mógłby nie schodzić moich lub Jusa rąk, bądź kolan.
            − Mały po prostu się uderzył o szafkę. – Powiedziałam siadając obok moich kochanych chłopaków.
            − Oj, Drew pokaż tacie, gdzie się uderzyłeś. – Powiedział mój ukochany, gdy mały wskazał rączką miejsce, które go boli pocałował go w czoło. – Nie ma siniaka, ani guza, więc wszystko będzie dobrze maluszku. – Odparł z uśmiechem i mocniej przytulił do siebie naszego małego szkraba.
            − Justin pokaż nam tego naszego prawnuka. – Powiedział z uśmiechem pan Bruce.
            Mały niepewnie spojrzał na Justina, na co ten uśmiechnął się do niego zachęcająco.
            − Młody pokażesz dziadkowi, jak chodzisz? – Spytał Jus z uśmiechem na twarzy.
            Drew kiwnął główką i zszedł z kolan mojego narzeczonego, po czym poszedł do babci i dziadka od Jusa, którzy siedzieli na przeciwległej kanapie. Pani Diane wzięła Dreedree na kolana i zaczęła mu się przyglądać.
            − Spójrz Bruce, mały to cały Justin, gdy był w jego wieku. Wiesz Drew, że jesteś bardzo podobny do taty? – Spytała babcia mojego narzeczonego.
            Dreedree pokiwał główką, że się z nią zgadza.
            − Mami ciałi ciaś mi to mówi. <czyt. Mama cały czas mi to mówi.> - Odparł mój synek.
            − W końcu od razu musi być widać, kto jest jego tatusiem. – Odparł dumny z siebie Justin, na co mały pokazał mu język. – Drewie Christianie Bieberze, kto Cię tego nauczył? – Powiedział poważnym tonem Jus.
            Mały spojrzał na niego przepraszającym wzrokiem i wzruszył swoimi małymi ramionami.
            − Wujek Chjiś. <czyt. Wujek Chris.> - Powiedział smutny Drew.
            − Justin nie bądź dla małego tak surowy, to jeszcze małe dziecko. – Broniła go pani Diane.
            Mój ukochany wzniósł oczy ku niebu, po czym uśmiechnął się szeroko.
            − Zgoda, ale Drew nie możesz tak robić. A z tym Twoim „kochanym” wujkiem Chrisem to muszę sobie poważnie porozmawiać. A teraz, choć Dreedree do taty, bo mama ma coś dla Ciebie. – Powiedział Jus.
            Nasz maluszek od razu do nas podbiegł i wspiął się na kolana Justina. Wtedy z torebki wyciągnęłam jego ulubionego robota, a mały zaczął piszczeć ze szczęścia.

            Siedzieliśmy jeszcze jakiś czas u Jusa rodziny, lecz gdy zobaczyliśmy, że mały zaczyna trzeć oczy postanowiliśmy wróci do mojego dawnego domu. Wykąpaliśmy Drewa, po czym Jus położył go spać w moim dawnym pokoju. Natomiast my udaliśmy się do dawnej sypialni moich rodziców, gdzie od razu rzuciłam się na łóżko, a Jus położył się obok mnie i mocno się do mnie przytulił.


Czytasz = komentujesz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz