sobota, 31 maja 2014

Rozdział 14 – To nasz syn.

            Rano o godzinie 6: 45 Drew zrobił nam pobudkę wskakując nam do łóżka. Czy on nie może spać dłużej?
            Ciekawe, po kim on tak wcześnie wstaje, bo na pewno nie po mnie, ani po Justinie.
            Zeszliśmy na dół i zaczęliśmy przygotowywać śniadanie dla małego. Ledwo zjedliśmy śniadanie, a zadzwonił telefon Justina.
            Oczywiście był to Scott, aby przypomnieć nam o dzisiejszym wywiadzie, który miał się odbyć za dwie godziny. Jednak menadżer mojego narzeczonego zażyczył sobie, abyśmy byli tam wszyscy.
            Justin poszedł się ubrać, a ja poszłam wyszykować naszego małego synka. Mały zażyczył sobie, że chce mieć włosy postawione tak jak jego tatuś. Niestety nie mu umiałam zrobić takiej fryzury, więc poszedł z tym do Justina.
            W tym czasie ja poszłam się ubrać. Założyłam na siebie białą sukienkę sięgającą połowy uda na długi rękaw z dużym dekoltem i złotym łańcuszkiem przyszytym do niej. Do tego złote sandały.
            Gdy wyszłam z łazienki zobaczyłam dwóch swoich chłopaków. Obaj mieli identyczne fryzury, jednak byli inaczej ubrani. Jednak każdy z nich wyglądał fantastycznie.
            − Mam wosi, jak tati. <czyt. Mam włosy, jak tata.> - Powiedział zadowolony z siebie Drew.
            − Widzę kochanie. – Powiedziałam z uśmiechem i nachyliłam się do małego, aby pocałować go w policzek.
            − A ja? – Spytał oburzony Justin.
            Przewróciłam oczami i podeszłam do Jusa. Wspięłam się na palce i musnęłam jego dolną wargę delikatnie nia przygryzając.
            − Fuuuj… - Powiedział Drew zasłaniając oczy.
            − Może być? – Spytałam Biebera, na co w odpowiedzi ujrzałam jego szeroki uśmiech. – Mały a tobie tej fuj przypomnę za kilka lat. – Powiedziałam z uśmiechem.
            Nagle pod dom podjechała limuzyna. Justin wziął małego na ręce i wyszliśmy z domu. Zaraz po dojechaniu na miejsce Justin został wezwany do programu.
            − Za chwilę Kenny po Was przyjdzie. – Powiedział z uśmiechem na twarzy mój ukochany.
            Justin opuścił poczekalnię, a ja z Drewem na kolanach usiadłam na jednej z kanap. Oglądaliśmy wywiad z Jusem, gdy na monitorze pokazały się nasze zdjęcia z lotniska i Kanady, gdy szliśmy z Drewem.
            − Justin odkąd te zdjęcia się ujawniły wszyscy się zastanawiają, kim jest ten malec i ta dziewczyna. – Spytała prowadząca.
            − Cieszę się, że zeszłaś na ten temat. Kenny mógłbyś przyprowadzić teraz moje skarby? – Zwrócił się do swojego ochroniarza. – Jednak zanim odpowiem na twoje pytanie. Chciałbym przekazać coś wszystkim swoim fankom. Wiem, że Scott zrealizował nową trasę koncertową, w której przez pół roku miałbym być z dale od domu, ale przez najbliższy rok będzie to niewykonalne. Są osoby, które teraz potrzebują mnie o wiele bardziej tutaj w Los Angeles. Bardzo chciałbym przeprosić za to swoje fanki, ale naprawdę to jest teraz niemożliwe. Chcę załatwić kilka niedokończonych spraw, które tak czekają od trzech lat. – Powiedział mój ukochany.
            W tym samym momencie przyszedł po nas Kenny. Wziął ode mnie Drewa i wszyscy weszliśmy do studia. Mały od razu podbiegł do Justina i wspiął mu się na kolana chowając twarz w jego torsie.
            − Justin, o jakich niedokończonych sprawach mówisz? I co to za malec? – Spytał prowadzący.
            − Ten malec to nasz syn. – Odparł Justin i spojrzał w moją stronę, a za nim wszyscy na mnie spojrzeli.
            − A niedokończone sprawy to ślub, który miał się odbyć trzy lata temu we wakacje, ale przez mój wyjazd nic z tego nie wyszło. – Powiedziałam siadając na kanapie obok swojego narzeczonego.
            − Chyba czegoś tutaj nie rozumiem. – Powiedziała prowadząca. – Jaki ślub miał się odbyć trzy lata temu i czemu Justin mówisz, że to twoje dziecko?
            − Pamiętacie, jak trzy lata temu oświadczyłem się na scenie dziewczynie? – Prowadzący skinęli głowami. – No właśnie później jeszcze jakiś czas moja ukochana spędziła w Stanach i nagle wyjechała. Ślub, wszystko mieliśmy już w trakcie załatwiania, ale niestety musiała wyjechać. Wiedzieliśmy, że to jest najtrudniejsza decyzja w naszym życiu. Trudniejsza od ślubu, bo na dwa i pół roku musiałem stracić wszystko, co kochałem. Amanda wyjechała, bo w dniu naszych zaręczyn zaszła w ciążę a wcześniej obiecałem jej tacie, że nie ważne, w jaki sposób, ale pozwolę jej skończyć szkołę. Niestety z tego powodu musiała wyjechać, bo nie chcieliśmy, żeby to wyszło na jaw do momentu ukończenia przez nią edukacji. Mimo, że co miesiąc odwiedzałem swojego synka to i tak nie jest to samo, co teraz, gdy wiem, że mam go już na zawsze przy sobie. Niestety na jej wyjazd miał jeszcze wpływ pobyt w szpitalu, kiedy walczyła o życie. Jednak cieszę się, że teraz mam ich w końcu przy sobie i możemy wziąć już normalnie ślub. Poza tym muszę teraz na nowo ich przystosować do życia w wielkim mieście. Dlatego nie mogę zorganizować tej trasy w terminie, co mój menadżer by tego chciał. Mamy własne plany i chcę się w końcu nacieszyć tym, że Drew jest już w końcu ze mną. – Powiedział pogodnym tonem mój ukochany.
            − Ok. Dobra rozumiem, że masz syna, chcesz teraz wziąć ślub w końcu ze swoją narzeczoną. Rozumiem, że ona wyjechała, żeby chronić wasze dziecko i ukończyć normalnie szkołę. Tylko, czemu mówisz, że ona przed wyjazdem miesiąc leżała w szpitalu i walczyła o życie? – Dociekał prowadzący.
            − Gdy już wiedzieliśmy o mojej ciąży i na miesiąc przed moim wyjazdem Justin był w trasie koncertowej zostałam zgwałcona i pobita, przez co miesiąc czasu walczyłam o życie swoje i naszego maluszka. Na szczęście Dreedree urodził zdrowy w terminie. – Powiedziałam zdławionym tonem i wzięłam swoje maleństwo na kolana.
            Dopiero teraz prowadzący mogli zobaczyć naszego synka normalnie, bo już się nie chował w Justina torsie. Ciągle było mi ciężko mówić o tym, co się stało w tym mieście trzy lata temu, ale teraz, gdy to w końcu wyznałam zrobiło mi się lżej.
            − Czemu Ty nazywasz go Dreedree, a Justin Drew? – Zapytała prowadząca.
            Spojrzeliśmy po sobie z Justinem i szeroko się do siebie uśmiechnęliśmy.
            − Gdy dowiedzieliśmy się, że będziemy mieli syna, od razu wiedzieliśmy, że damy mu na imię Drew, lecz za nic w świecie nie mogliśmy wymyślić zdrobnienia dla tego imienia. W końcu w dniu, gdy mały się urodził moja mama powiedziała, że mały Dreedree będzie już na zawsze z nami i tak się przyjęło. Wiec Dreedree to zdrobnienie dla imienia Drew. – Powiedział pogodnie Jus.
            − Dużo osób wiedziało o waszym dziecku? – Spytał po chwili prowadzący.
            − Nie. Im mniej osób wiedziało tym lepiej. Jednak mój menadżer ma duże problemy teraz u mojej narzeczonej i Caitlin Beadles. – Powiedział Justin tłumiąc śmiech.
            − Co takiego Scott zrobił, że sobie u was nagrabił? – Spytała się mnie prowadząca.
            − Cóż o Drewie dowiedziało się tylko kilka osób. Byli to: Scott, Kenny, Usher, mama Justina i moi rodzice. Jednak potrzebowaliśmy chrzestnych, których niestety on wybierał. A jego wybór to Selena i Christian Beadles, czyli mój kuzyn. Za to Cait i ja jesteśmy na niego wściekłe, bo wtajemniczył Chrisa w nasz sekret a jego siostry już nie mogłam o tym poinformować, mimo że jest dla mnie, jak siostra. – Odparłam beznamiętnym tonem.
            Tylko Justin wiedział, jak bardzo przeżywałam decyzję jego menadżera. Przecież to z Cait zawsze lepiej się dogadywałam niż z Christianem.

            Niedługo później pozwolili nam wrócić do domu, a tam zastaliśmy już gości.

Pozostaw po sobie pamiatke.
Skomentuj kazdy przecztanz rodzial.
Chciaabzm wam poleciec jeszcze do lekturz bardzo ciekawy blog o Justinie Bieberze http://aslongasyouloveme94.blogspot.com/
Mam nadzieje, ze spodoba wam sie rownie bardzo, jak mi.

Rozdział 13 – Jesteś chory psychicznie…

            Rano, gdy Justin ubierał Drewa przed wyjściem na lotnisko zadzwoniłam do swojej ulubionej kuzynki, a zarazem najlepszej przyjaciółki, czyli Caitlin. Dziewczyna odebrała od razu.

/Rozmowa telefoniczna: A- Amy, C- Cait/

            A: Hej kochana jednak nie przyjedziemy dziś do Atlanty. Menadżer Justina ma inne plany nieco inne plany. – Powiedziałam smutna.
            C: Nic nie szkodzi siostrzyczko. Pojedziemy tam razem, bo i tak razem z Chrisem akurat jesteśmy w LA, bo chciałam spotkać się z Austinem. – Powiedziała pogodnym tonem Cait.
            A: Zgoda. Pozdrów od nas chłopaków i mam nadzieję, że spotkamy się w LA. – Powiedziałam pogodnym tonem.
            C: Na bank. Już tego dopilnuję. A Scottowi przekaż, że jak go spotkam to mu nogi z dupy po wyrywam za to, że mi Ciebie zabrał na trzy lata. – Odparła poważnym tonem.

/Koniec rozmowy telefonicznej/

            Nagle w drzwiach stanął mój ukochany. Uśmiechnęłam się do niego szeroko i objęłam go w pasie. Jus od razu odpowiedział mi tym samym i musnął delikatnie mój policzek.
            − Justin pomożesz mi dojść do siebie po przyjeździe do LA? Naprawdę chcę, żeby między nami było tak jak dawnej, ale się boję. Proszę pomóż mi przełamać te wszystkie bariery. – Powiedziałam z determinacją w głosie.
            Mój narzeczony oparł swoje czoło o moje i długo patrzył na mnie tymi swoimi słodkimi czekoladowymi oczkami.
            − Kochanie dla Ciebie zrobię wszystko. A teraz chodź, bo zaraz nasz synek się zgrzeje w tej bluzie i później będzie chory, a tego chyba nie chcemy. – Powiedział z uśmiechem na twarzy.
            Złapałam Jusa za rękę i zeszliśmy na dół. Weszliśmy do salonu, gdzie nasz maluszek oglądał właśnie telewizję.
            − Czas wychodzić robaczku. – Powiedział Justin, a mały momentalnie znalazł się tuż przy nim.
            Mój ukochany zabrał nasze bagaże, a ja wzięłam naszego synka na ręce i wsiedliśmy do taksówki uprzednio zamykając za sobą drzwi na klucz.
            Gdy dojechaliśmy na lotnisko od razu udaliśmy w stronę odprawy. Niedługo później mogliśmy już wsiąść do naszego prywatnego samolotu. Drew tym razem cały lot przespał na naszych kolanach, a ja byłam pogrążona w rozmowie z Justinem.
            − Wiesz, że Cię kocham maleńka? Dlatego robię wszystko, żebyś znów stała się tą samą słodką i namiętną dziewczyną sprzed trzech lat. Chociaż może źle to ująłem, bo słodka jesteś nadal. – Powiedział czułym tonem Justin tuż przy moich ustach.
            − Nieprawda, bo Ty i Dreedree jesteście słodsi. – Odparłam z uśmiechem i musnęłam jego usta.
            Przez resztę drogi kłóciliśmy o to, które z nas jest słodsze i żadne z nas nie wygrało. Cztery godziny później wylądowaliśmy na lotnisku w Los Angeles.
            Z lotniska odebrali nas Usher i Kenny. Kenny jest jednym z ochroniarzy Jusa, którego pamiętam jeszcze z początków jego kariery. Tak Hamilton prawie w ogóle się nie zmienił.
            − Hej gigancie. – Przywitałam się z nim żartobliwym tonem. – Czy mi się wydaje, czy Ty ciągle rośniesz?
            − O witaj maleńka. Wydaje Ci się. Ja już od dawna nie rosnę. Za to Ty mogłabyś być troszkę wyższa, bo chyba od wyjazdu nie urosłaś w cale. – Powiedział równie pogodnie.
            Wiem, że większość osób często było wstrząśnięta na temat naszych żartów dotyczących mojego wzrostu, ale w końcu to byłam ja i Kenny. My zawsze żartowaliśmy w dziwny sposób. Poza tym mój wzrost nie należał do najniższych, bo znam dziewczyny niższe od siebie. Miałam sto sześćdziesiąt centymetrów wzrostu i nie przeszkadzało mi to. Może i mogłabym mieć kilka centymetrów więcej, ale w końcu nie o to chodziło. Poza tym nigdy nie miałam większych kompleksów na temat swojego wyglądu.
            − To jest te wasze dzieło, które staraliście się ukryć do momentu, aż skończysz szkołę? – Spytał Usher przyklękając przy Drewie, który chował się za moimi plecami.
            − Tak to mój maluszek. – Powiedział dumnie Jus i wziął Drewa na ręce.
            Maluch od razu wtulił się w jego ciało chowając swoją główkę w ramię Jusa. Nagle otoczyły nas fanki Biebsa. Usher pozbierał nasze torby, a Kenny pomógł nam bezpiecznie opuścić lotnisko. Wsiedliśmy do rodzinnego van’ a należącego do Hamiltona i ruszyliśmy w stronę domu Justina.
            Ku naszemu zaskoczeniu budynek był otwarty. Niepewnie weszliśmy do środka, ale czekała nas bardzo przyjemna niespodzianka. W środku czekała na nas Pattie, czyli mama mojego narzeczonego.
            Jus postawił Drewa na ziemi i szeroko uśmiechnął się w kierunku swojej rodzicielki.
            − Witaj w nowym domu maluchu. Chcesz zobaczyć swój nowy pokój? – Powiedział z uśmiechem Jus do naszego słodkiego synka.
            Dreedree od razu wyciągnął ręce w stronę Justina, a mój ukochany przewrócił oczami, jednak wziął Drewa na ręce.
            − Mówiłam, żebyś go tyle nie nosił, bo potem Ci nie da spokoju. – Przypomniałam swojemu narzeczonemu, a on posłał mi tylko zniewalający uśmiech i zniknął z Drewem na schodach.
            Podeszłam do mamy od Justina i mocno przytuliłam się do kobiety, która od razu odwzajemniła uścisk.
            − Hej Amanda. Mały mocno Ci się dawał we znaki przez te dwa i pół roku? – Spytała pogodnie i usiadłyśmy na kanapie.
            − Trochę. Ogólnie Drew jest grzecznym dzieckiem, tylko niestety uparty, tak jak jego tata. Zawsze musi być tak, jak on chce, bo inaczej jest larmo. Jednak najbardziej cieszę się, że Jus przez cały ten czas nas odwiedzał. To mi wiele pomogło. Nie wiem, jakbym sobie poradziła, gdybym wtedy posłuchała Scotta. Mały naprawdę jest inny, gdy Justin jest przy nim. Wtedy wie, że nie może robić wszystkiego, na co ma ochotę. Lecz gdy jest Justin to dla małego już nic innego nie ma znaczenia. – Powiedziałam pogodnym tonem.
            − Amy dobrze wiesz, jaki Jus ma wpływ na dzieci i cieszę się, że dogaduje się tak z własnym synem. Chodź idziemy zobaczyć, co o oni tam robią. – Powiedziała pogodnym tonem Pattie.
            Obie od razu wstałyśmy z kanapy i skierowałyśmy się do góry. Od razu usłyszałam śmiech mojego dziecka z pokoju na końcu korytarza. Skierowałyśmy się w tamtą stronę jednak, gdy weszłyśmy do pokoju oparłam się o framugę drzwi i patrzyłam, jak moi chłopcy bawią się kolejką elektryczną.
            Pokój Drewa był pomalowany cały na niebiesko. Na suficie znajdowały się świecące w ciemności naklejki – gwiazdy i księżyc -, które tworzyły niebo. Łóżko miał w kształcie wyścigówki z pościelą w roboty. Na szafce stały nasze zdjęcia z różnych etapów życia Drewa i pełno nowych zabawek dla niego.
            − Justin myślałam, że wydoroślałeś już. – Powiedziała pogodnym tonem mama mojego narzeczonego.
            − Oj mamo, bo wydoroślałem tylko chcę spędzić trochę czasu ze swoim maleństwem zanim Scott znów coś wymyśli, żeby mnie z nim rozdzielić. Nie chcę znów stracić na trzy lata syna i narzeczonej. To nie może się już powtórzyć. – Powiedział rozpaczliwym tonem.
            Dreedree dopiero teraz zauważył, że ktoś tutaj jest poza nim i Jusem, gdy mnie zobaczył od razu do mnie podbiegł i mocno się do mnie przytulił.
            − Mami kosiam Cię. – Powiedział mój mały synek.
            Od razu wzięłam go na ręce i delikatnie pocałowałam go w czoło.
            − Też Cię kocham maleństwo. Drew a pamiętasz babcię Pattie? – Spytałam odwracając go w stronę mamy od Jusa.
            − Tia! – Krzyknął i wyciągnął ręce do Pattie.
            Kobieta od razu wzięła go na ręce i mocno się do niego przytuliła.
            − Tęskniłam za Tobą króliczku. – Powiedziała do Drewa, na co on się szeroko uśmiechnął.
            Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi.
            − Mamo zostaniesz z małym tu u góry i się z nim pobawisz? To pewnie Scott a my z Amy chcemy sobie poważnie z nim porozmawiać. – Powiedział Justin poważnym i opanowanym tonem.
            − Zgoda a teraz idźcie my tutaj sobie poradzimy. – Powiedziała pogodnie mama mojego narzeczonego.
            Zeszliśmy na dół trzymając się za ręce. Gdy Jus otworzył drzwi naszym oczom ukazał się jego „cudowny” menadżer. Biebs wpuścił go do środka i udaliśmy się do salonu.
            Razem z Jusem usiedliśmy na kanapie, po czym mocno wtuliłam się w jego ciało, a Scott usiadł na przeciwko nas.
            − Justin wiesz, że za tydzień wyjeżdżasz na pół roku w trasę koncertową? – Powiedział poważnym tonem jego menadżer.
            − Jesteś chory psychicznie. Idź się leczyć na głowę Scott. Sorry, lepiej na nogi, bo na głowę to już o trzy lata za późno. Dopiero, co odzyskałem narzeczoną i dziecko a Ty już znów chcesz mi ich odebrać. Scott uwierz tym razem już nie wygrasz. Wcześniej zgodziłem się na twój chory plan tylko, dlatego żeby Amanda mogła skończyć szkołę. Ale tym razem nie uda Ci nas rozdzielić. Zrozum, jeśli będę musiał wybierać między moją małą rodziną a karierą wybiorę Amandę i Drewa. – Powiedział poważnym tonem Justin patrząc prosto na Scotta.
            Wiedziałam, że nie żartuje mówiąc, że jest w stanie zrezygnować z kariery, aby być z nami.
            − To w takim razie, co zamierzasz zrobić z karierą? – Powiedział Scott równie poważnym tonem.
            − Scott to proste. Przez najbliższy rok nie będę wyjeżdżał w żadne dalekie trasy. Mogę pisać i nagrywać piosenki, mieć koncerty w LA i na obrzeżach miasta, ale to wszystko. Na trzy lata oderwałeś mnie od dziecka. Ten tydzień, co z nim spędzałem w miesiącu naprawdę nie zmienił tego, że moje maleństwo praktycznie wychowywało się bez ojca i teraz chcę to zmienić. Poza tym chyba najwyższy czas, żebyśmy z Amandą pomyśleli o ślubie. – Przy ostatnich słowach jego wzrok złagodniał i spojrzał na mnie tymi swoimi pięknymi czekoladowymi oczami.
            − Nie dasz za wygraną, prawda? Już nie mogę za Ciebie decydować o wszystkim. – Powiedział z rezygnacją w głosie Scott.
            − Nie Scott nie będziesz już za mnie decydował a na pewno nie o moim życiu prywatnym. – Powiedział poważnym tonem Justin.
            Nagle z góry zeszła mama Justina z naszym synkiem na rękach. Gdy Pattie postawiła Drewa na ziemi ten od razu podbiegł do nas i wspiął się na kolana Justina mocno się do niego przytulając.
            − Tati kosiam Cię. – Powiedział Drew chowając swoją głowę w torsie Jusa.
            Biebs od razu się rozpromienił i zmierzwił jego blond włosy, przez co mały spojrzał na Justina.
            − Też Cię kocham szkrabie. Idziemy dzisiaj na lody lub ciacho? – Spytał Jus z szerokim uśmiechem na twarzy.
            − Ciasio! – Wykrzyczał mój malec i przytulił się mocniej do Justina.
            Menadżer Justina patrzył na całą tą scenę z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Spojrzałam jeszcze raz na moich chłopaków i uśmiechnęłam się szeroko na widok Jusa tulącego do siebie Drewa.
            − Kochanie pójdziesz z babcią do ogrodu? Mama i tata muszą tutaj skończyć rozmawiać. – Powiedział czułym tonem mój ukochany.
            − Dobzie. – Powiedział smutnym tonem mój synek i zszedł z kolan Justina, po czym poszedł do mamy od mojego ukochanego i podał jej rękę.
            Gdy zniknął za szklanymi drzwiami, Justin objął mnie opiekuńczo ramieniem.
            − Zgoda niech będzie, jak tam sobie chcesz, ale to wasza dwójka prostuje wszystko jutrzejszym wywiadzie. – Powiedział poważnym tonem Scott.
            − Zrozumiano. – Powiedział odprężony Justin. – Kochanie idź po Dreedree i zacznij go ubierać. Zaraz pojedziemy na te ciasto, co mu obiecałem. – Powiedział z uśmiechem mój ukochany.
            Przeszłam przez salon i wyszłam przez szklane drzwi do ogrodu. Mój maluszek siedział na zjeżdżalni. Od razu do niego podeszłam a gdy tylko zjechał ze zjeżdżalni podbiegł do mnie i mocno się przytulił.
            − Chodź kochanie idziemy się ubierać, bo za chwile jedziemy z tatą na te twoje ciacho. – Powiedziałam z uśmiechem na twarzy.
            − Huja! <czyt. Hura!> – Krzyknął mały i wbiegł, jak torpeda do domu.
            Poszłam za nim i założyłam mu bluzę oraz buty. Chwilę później Scott opuścił dom Biebsa, a my razem z mamą Jusa wsiedliśmy do chabrowego Range Rovera Evoque i ruszyliśmy do cukierni.
            Moi dwaj ukochani chłopcy oczywiście wybrali szarlotkę, bo było to ich ulubione ciasto. Natomiast ja i Pattie wybrałyśmy biszkopt z kremem śmietankowym, i galaretką truskawkową.

            Godzinę później znów byliśmy w domu, jednak zrobiło się już na tyle późno, że postanowiliśmy wykąpać Drewa i położyć go spać. Później sami poszliśmy do łazienek i wróciliśmy do sypialni, gdzie położyliśmy się spać.

Pozostaw po sobie pamiatke.
skomntuj kazdy przeczytany rozdzial.

Rozdział 12 – Nigdy już nic nie będzie takie samo…

            Poszedłem, więc poszukać Amandy. Ku mojemu zaskoczeniu zobaczyłem nią leżącą w łóżku. Była cała zapłakana. Tylko pytanie, dlaczego?

* Amanda *

            Odkąd przyszłam na górę ciągle leżałam w łóżku i płakałam, gdy Dreedree się obudził zaczęłam się z nim bawić.
            Na wieczór wykąpałam swojego synka i położyłam go spać. Gdy tylko mały zasnął poszłam do sypialni i zaś rzuciłam się na łóżko z płaczem.
            Usłyszałam, jak otwierają się drzwi, jednak nie miałam siły sprawdzić, kto wszedł. Nagle poczułam, jak łóżko ugięło się pod ciężarem drugiej osoby. Z całą pewnością nie był to mój synek.
            W takim razie musiał to być Justin. Odwróciłam się w przeciwną stronę, aby nie mógł zobaczyć mojej twarzy.
            Poczułam niepewną dłoń swojego ukochanego na swoich plecach.
            − Kochanie porozmawiaj ze mną. Proszę. – Powiedział drżącym głosem Justin.
            Niechętnie usiadłam na łóżku, jednak unikałam jego wzroku. Jus usiadł bliżej mnie, ale odsunęłam się od niego. Starłam łzy wierzchem dłoni ciągle unikając jego wzroku.
            − Amanda proszę powiedz mi, co się dzieje. Czemu od rana jesteś taka nieodstępna dla mnie? Kochanie proszę spójrz na mnie. – Mówił przez łzy.
            − Justin nie rozumiesz? Nigdy już nic nie będzie takie samo. Każdy większy przejaw czułości, jaki wykonujesz w moją stronę boli, powoduje, że powracam do tego, co stało się trzy lata temu. Uwierz mi próbowałam z tym walczyć, ale to nie pomaga. A najbardziej boli mnie to, że przez to krzywdzę Ciebie i Drewa, a na to nie mogę patrzeć. – Powiedziałam i rozpłakałam się jeszcze bardziej.
            − Kochanie mnie nie krzywdzisz, tylko po prostu boli mnie to, jak zamykasz się przede mną. A czemu uważasz, że krzywdzisz naszego synka? – Powiedział delikatnym tonem i powoli zbliżył się w moją stronę.
            Tym razem już od niego nie uciekłam. Pozwoliłam, aby mnie przytulił i sama wtuliłam twarz w jego tors. Niestety w ten sposób zamoczyłam mu całą bluzkę od płaczu.
            − Wiem, że mały chce mieć rodzeństwo, którego ja mu nie mogę dać przez to, co stało się trzy lata temu. Justin widzisz, jak reaguję, gdy całujesz mnie po szyi, to teraz sobie wyobraź, co by było, gdyby między nami miało dość do czegoś poważniejszego. Nie rozumiesz? Przez to, co się stało ja już nie jestem w stanie wrócić do tego, co było przed tym pechowym dniem. Poza tym to właśnie dziś mija trzy lata od tamtego zdarzenia. – Powiedziałam szlochając.
            Odsunęłam się od Justina i znów położyłam się na łóżku z twarzą ukrytą w poduszce. Justin starał się mnie uspokoić szeptając mi czułe słówka do ucha.
            W końcu po długiej, bardzo długiej chwili udało mu się mnie uspokoić. Gdy usiadłam znów na łóżku już nie płakałam. Justin opuszkami palców starł moje łzy i pocałował mnie delikatnie w czubek głowy, po czym z czułością wypisaną na twarzy spojrzał w moje oczy.
            − Kochanie wiem, że to boli. Mnie też boli to, że byłem tak daleko i nie byłem w stanie was obronić. Ale kochanie obiecuję Ci, że teraz przejdziemy przez to wszystko razem. Amanda Ty i Drew jesteście dla mnie wszystkim i wy zawsze jesteście na pierwszym miejscu. Poza tym księżniczko trzy lata na nic nie naciskałem i mogę czekać kolejne lata. Chcę tylko tego, żebyście wy byli szczęśliwi. Niczego więcej nie potrzebuję. – Powiedział czule odgarniając moje włosy z twarzy.
            Uśmiechnęłam się smutno do niego i musnęłam jego usta, na co od razu się rozpromienił.
            − Mysiu dasz radę wcześniej wrócić do LA, czy musimy jechać najpierw do Atlanty? – Spytał mój narzeczony.
            − Justin, dlaczego pytasz? Przecież obiecałeś, że tam pojedziemy, żebym mogła porozmawiać z rodzicami od Cait i Chrisa i im wszystko wyjaśnić. – Powiedziałam smutnym tonem.
            − Wiem kochanie, ale mój „cudowny” menadżer wymyślił sobie, że bez gadania mam jutro być w Los Angeles. Tylko, że nie chcę rozstawać się z wami. – Odparł posępnym tonem mój narzeczony.
            Podeszłam bliżej niego i usiadłam na nim okrakiem mocno się do niego przytulając.
            − Dobrze pojedziemy z Tobą, ale obiecaj mi, że jak tylko rozprawię się ze Scottem pojedziemy do Atlanty? – Spytałam z nadzieją w głosie.
            − Zgoda. – Powiedział z uśmiechem na twarzy i musnął moje usta. – A teraz idziemy spać. – Odparł.
            Wstałam z łóżka i poszłam do swojej torby. Wyjęłam z niej piżamę i poszłam pod prysznic. Gdy wyszłam do łazienki wszedł Jus, a ja położyłam się do łóżka. Niedługo przy mnie położył się mój narzeczony.
            Cieszę się, że doszliśmy do porozumienia i Justin już na mnie się nie złości. Naprawdę mi na nim zależało. A jemu na mnie i naszym małym synku.

            Wtuliłam się w jego umięśnione ciało i od razu zasnęłam wsłuchując się w rytm bicia jego serca.

Zostaw po sobie pamiatke.
Skomentuj kazdy przecztany rozdzial.

Rozdział 11 – A Ciebie jutro widzę w LA.

            Wykąpaliśmy Drewa, po czym Jus położył go spać w moim dawnym pokoju. Natomiast my udaliśmy się do dawnej sypialni moich rodziców, gdzie od razu rzuciłam się na łóżko, a Jus położył się obok mnie i mocno się do mnie przytulił.
            Rano obudził nas Drew, który wskoczył nam do łóżka. Niechętnie wstałam i zeszłam na dół, aby przyrządzić jakieś śniadanie. Na szczęście wczoraj w drodze powrotnej od Jusa rodziny wstąpiliśmy do sklepu. Zaczęłam smażyć amerykańskie naleśniki.
            Moje dwa łakomczuchy od razu znalazły się w kuchni i czekali na swoje porcje. Justy oczywiście próbował rozkojarzyć mnie całując moją szyję, ale tym razem mu się to nie udało.
            Od czasu tamtego zajścia z przed trzech lat, po którym spędziłam miesiąc w szpitalu walcząc o życie swoje i dziecka takie zagrania Jusa mnie bardziej denerwowały niż sprawiały radość.
            − Justin przestań w tej chwili. – Powiedziałam surowym głosem.
            Wiedziałam, że sprawiam mu tym ból. Wiedziałam, że trzy lata cierpliwie czekał, że może w końcu wrócę do dawnej formy psychicznej. Wiedziałam, że nie mogłam go dłużej trzymać w tej niepewności. Wiedziałam, że zależy mu na mnie i naszym synu. Jednak przede wszystkim wiedziałam, że on nie da rady tak długo wytrzymać, jeśli nic się nie zmieni, a nie zmieni się na pewno, bo każda czułość z jego strony przywraca bolesne wspomnienia.
            Justin odsunął się ode mnie i usiadł przy stole z posępną miną. Nie chciałam, żeby przeze mnie cierpiał. Sprawiając ból jemu sprawiałam ból samej sobie.
            Chwilę później podałam śniadanie moim chłopakom a sama poszłam na górę. Zamknęłam się w sypialni, rzuciłam się na łóżko i zaczęłam płakać. Gdy się trochę uspokoiłam wstałam z łóżka, wyjęłam ze swojej torby czyste ubrania i poszłam do łazienki. Obmyłam twarz chłodną wodą i zaczęłam się malować, aby zakryć zaczerwienia po płaczu.
            Ubrałam na siebie rurki w kolorze kawy z mlekiem, różową tunikę w kratę oraz kolorowe sandały na obcasie.
            Schodząc po schodach usłyszałam dzwonek do drzwi. Jednak na dole było cicho. Ze swojego dawnego pokoju usłyszałam piski Drewa. Więc Justin i mój mały synek byli właśnie w tym pokoju.
            Oczywiście obaj byli tak zajęci, że nie słyszeli, jak ktoś dzwoni do drzwi. Zeszłam na dół, gdy otworzył drzwi zobaczyłam Ryana i Chaza. Od razu wpuściłam chłopaków do środka.
            − Wejdźcie do salonu, a ja zaraz pójdę po Justina. – Powiedziałam z powagą wypisaną na twarzy.
            Weszłam znów na górę i weszłam do swojego dawnego pokoju. Na widok Justina, który przebierał naszego małego księcia szeroko się uśmiechnęłam.
            − Justy idź się ubierz ktoś czeka na Ciebie na dole. – Powiedziałam poważnym tonem i znów powróciłam do tego poważnego wyrazu twarzy, który od rana gościł na mojej twarzy.
            Mój narzeczony spojrzał na mnie z bólem w oczach, jednak nic nie powiedział. Wiedziałam, że nie chciał się ze mną kłócić, więc wstał i poszedł do sypialni, gdzie zamknął za sobą z trzaskiem drzwi.
            Podeszłam do Drewa i skończyłam go ubierać. Mój maluszek spojrzał na mnie ze smutkiem wypisanym na twarzy.
            − Mami, ciemu nie jubiś tati? Ziafsie sie uśmiejałaś, dy psijeździał, a tejaź jesteś na niego źła. <czyt. Mamo, czemu nie lubisz taty? Zawsze się uśmiechałaś, gdy przyjeżdżał, a teraz jesteś na niego zła.> – Powiedział prawie z płaczem Drew.
            − Kochanie nie jestem zła na tatę. Mały po prostu są rzeczy, których nie jestem w stanie Ci wytłumaczyć, a twój kochany tatuś ich nie rozumie i to na nie jestem zła. A teraz chodź poczytam Ci jakąś bajkę. – Powiedziałam z uśmiechem.
            Dreedree od razu położył się na łóżku, a ja poszłam do sypialni po jego książeczkę z bajkami. Justin stał akurat tyłem do drzwi i zakładał bluzkę. Gdy ujrzałam jego mięśnie o mało nie ugięły się pode mną nogi. Kochałam go. Naprawdę kochałam Justina i zależało mi na tym, aby był szczęśliwy, ale wiedziałam, że ze mną nie będzie mu to dane. Nie po tym, co przeżyłam trzy lata temu.
            Wiedziałam, że Drew marzy o młodszym rodzeństwu, bo słyszałam, jak kilka razy pytał o to Justina. Jednak wiedziałam, że ze mną Justin na pewno nie będzie miał więcej dzieci. Nie dlatego, że nie mogłam ich mieć, przecież w końcu urodziłam Drewa, ale z tego powodu, że miałam blokadę psychiczną.
            Wyjęłam z torby książeczkę z bajkami i poszłam do pokoju, w którym czekał na mnie Dreedree. Wiedziałam, że Jus zauważył moje przyjście, ale bał się do mnie odezwać.
            Położyłam się obok swojego synka i zaczęłam czytać mu bajkę. Po chwili malec usnął, więc zeszłam na dół, aby nalać mu soku do kubka, który postawiłam na szafce nocnej przy łóżku.
            − Amy dołączysz do nas? – Spytał radosny Ryan.
            Wiedziałam, że nie widziałam się z chłopakami trzy lata, ale nie mogłam tam siedzieć. Nie mogłam siedzieć i patrzeć, jak chłopak, którego kocham cierpi z mojego powodu.
            − Może później na razie muszę zadzwonić do rodziców. – Skłamałam, bo nie chciałam, aby któryś z nich poznał prawdę.

* Justin *

            Nie rozumiem, co dzieje się z moją narzeczoną. Odkąd rano pocałowałem nią w szyję stała się taka oschła, oziębła, obojętna. Nie wiem. Nie wiem, jak mam to nazwać. Przecież wiem, że mnie kocha, ale dlaczego ona się tak zachowuje.
            Dopiero, co nią odzyskałem, przecież wróciła do siebie po tym wszystkim, co się stało w Los Angeles trzy lata temu. A może mi się tylko wydawało?
            Nagle przyszli Ryan z Chazem. Dość długo siedzieliśmy w salonie i rozmawialiśmy. Nagle rozmowę przerwał nam dźwięk mojego telefonu. Gdy spojrzałem na wyświetlacz okazało się, że dzwonił mój menadżer.

/Rozmowa telefoniczna: J- Justin, S- Scott/

J: Czego? – Powiedziałem chyba za ostro, bo moi przyjaciele spojrzeli na mnie ostrzegawczym wzrokiem.
            S: Młody, gdzie Ty jesteś? Miałeś być już w LA. Masz duet do nagrania z Seleną. Poza tym za tydzień masz koncert. Więc pytam się ostatni raz, gdzie Ty kurwa jesteś? – Powiedział wściekły Scott.
            J: Jestem w Kandzie z Amandą i Drewem. Jutro lecimy do Atlanty i za cztery dni będę w domu. – Powiedziałem niepewnie.
            Tak naprawdę nie miałem pojęcia, co planuje moja ukochana.
            S: Nie Bieber nie jedziesz do żadnej Atlanty. Jeśli twoja laska chce jechać niech jedzie sama, a Ciebie jutro widzę w LA. Bez gadania. – Powiedział ostro i się rozłączył.

/Koniec rozmowy telefonicznej/

            Ludzie i co ja mam zrobić? Boję się powiedzieć Amy, jak wygląda sytuacja, bo wiem, że nie wróci do LA, a ja mam już dość bycia ciągle z dala od własnego dziecka.
            Przecież to nie może trwać wiecznie. Co jeśli jednak może? Nie chce stracić ani synka, ani swojej narzeczonej.
            Zbliżał się wieczór. Drew cały czas siedział z Amy u góry i nie miałem pojęcia, co oni tam robią.
            Moi przyjaciele opuścili już dawny dom mojej narzeczonej, więc poszedłem zobaczyć, co robią moje dwa skarby. Dreedree leżał już wykąpany w łóżku i spał w najlepsze.
            Poszedłem, więc poszukać Amandy. Ku mojemu zaskoczeniu zobaczyłem nią leżącą w łóżku. Była cała zapłakana. Tylko pytanie, dlaczego?


Czytasz = komentujesz

Rozdział 10 – Dajeko jeście?

            − Obiecuję. – Powiedział Justin z poważnym wyrazem twarzy.
            Po trzech godzinach dojechaliśmy na lotnisko do Warszawy, skąd miał startować prywatny samolot Justina.
            Przez fakt, że lecieliśmy prywatnym samolotem nie musieliśmy długo czekać na odprawę. Po dotarciu do samolotu zajęliśmy wyznaczone miejsca. Ryan i Chaz lecieli z nami do Stratford, Cait i Chris lecieli do Atlanty, natomiast Austin miał wrócić do LA.
            Do Stratford lecieliśmy chyba z osiem godzin. Niestety Dreedree ciągle marudził, że mu się nudzi.
            Na szczęście tutaj mieliśmy cały samolot do własnej dyspozycji. Justin dużo chodził z małym na rękach, żeby go uspokoić. Wiedziałam, że Drew może nie najlepiej znieść tak długą podróż, bo w Polsce jego najdłuższa podróż trwała półtorej godziny jazdy samochodem w jedną stronę.
            − Dajeko jeście? Ja ciem mojego misia. – Powiedział Drew ze łzami w oczach.
            − Dobrze mały za chwilę dostaniesz misia, ale jeszcze chwilę musisz wytrzymać, bo dopiero za dziesięć minut podejdziemy do lądowania. – Powiedział Justin i przytulił naszego synka mocniej do siebie.
            Tak jak mówił Justin dziesięć minut później podeszliśmy do lądowania. Wtedy Dreedree musiał grzecznie siedzieć na fotelu, a uwierzcie mi nie jest to łatwe utrzymać trzy letnie dziecko przez dłużej niż trzy minuty w jednym miejscu.
            Na szczęście nie ma to, jak męska ręka. Justin jednym spojrzeniem potrafił posadzić małego w jednym miejscu, a ten nawet nie drgnął.
            W końcu wylądowaliśmy na lotnisku. Znajdowało się ono na obrzeżach Stratford, więc nie musieliśmy nigdzie daleko jechać. Na ścianach lotniska znajdowało się wiele plakatów mojego narzeczonego.
            Jus przed wyjściem z samolotu założył bluzę z kapturem i okulary przeciwsłoneczne. Tuż przed wejściem na lotnisko naciągnął kaptur na głowę i weszliśmy na pas lotniska.
            Od razu skierowaliśmy się do wyjścia, przed którym czekał już na nas podstawiony samochód z wypożyczalni. Zapakowaliśmy do niego swoje bagaże i ruszyliśmy w stronę mojego dawnego domu.
            Całe szczęście moi rodzice nie zdążyli jeszcze sprzedać żadnego domu z trzech najważniejszych dla mnie miejsc, czyli: Stratford, Atlanta i Los Angeles.
            Przyjechaliśmy do mojego dawnego domu. Nie mogę w to uwierzyć wszystko zostało nienaruszone i wyglądało tak, jak przed moim wyjazdem z tego domu sześć lat temu.
            Zanieśliśmy nasze bagaże do dawnej sypialni moich rodziców. Boże tyle wspomnień wiąże się z tym miejscem.
            Spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Zegarek pokazywał godzinę 14: 30 czasu lokalnego. Chyba najwyższy czas na obiad.
            − Księżniczko zamówimy dziś pizzę na obiad? – Spytał z uśmiechem na twarzy mój ukochany.
            − Tja, tja, tja. – Zaczął wołać nasz maluszek.
            W takim razie ja nie miałam nic do gadania. Moi chłopcy mnie przegłosowali. Po chwili Justin zadzwonił do pizzerii i zamówił największą pizzę z szynką i pieczarkami.
            Dwadzieścia minut później zamówienie dostarczyli nam do domu. Gdy przyjechał dostawca wyszłam, aby mu zapłacić.
            Gdy weszłam do salonu moich dwóch najważniejszych mężczyzn siedziało przy stole i czekali na pizzę.
            − Kochanie do mojej babci idziemy dziś, czy jutro? – Spytał Justin po „obiedzie”, gdy Drew poszedł się bawić.
            − Możemy iść dzisiaj. – Powiedziałam z uśmiechem na twarzy, na co mój ukochany wpił się delikatnie w moje usta.
            − Fuuuj… Ne psi dzieciach. <czyt. Nie przy dzieciach.> - Powiedział Drew wchodząc między nas i siadając na kolanach Jusa.
            − Dobrze słońce, ale chodź teraz się ubierzemy, bo chcemy z mamą, żebyś kogoś poznał. – Powiedział Justy z uśmiechem na twarzy i poszedł z nim do przedpokoju.
            Poszłam zaraz za nimi i założyłam z powrotem swoje buty. Wyszliśmy z domu, a ja starannie zamknęłam za nami drzwi.
            Justin wziął Dreedree na ręce, na co ja tylko wzniosłam oczy ku niebu. Ile razy można mu powtarzać, żeby nie nosił małego na rękach? Zwłaszcza, że jego babcia mieszkała dwa domy dalej.
            − Dreedree, jak wejdziemy do mojej babci to zaniosę Cię do mojego dawnego pokoju i za chwilę po Ciebie przyjdę, bo mama i ja musimy z kimś porozmawiać, a Ty w tym czasie pobawisz się swoimi zabawkami, co mama ma w torebce, zgoda? – Powiedział Justin do naszego synka.
            − Źgoda. – Powiedział Drew, gdy doszliśmy do domu należącego do babci dziadka od Jusa.
            Gdy doszliśmy do drzwi Biebs zadzwonił na dzwonek. Chwilę później otworzyła nam pani Diane. Na widok swojego wnuka szeroko się uśmiechnęła, ale gdy zobaczyła mnie i Dreedree jej twarz wyrażała teraz szok.
            − Cześć babciu możemy wejść? – Spytał radosnym tonem mój ukochany.
            Gdy kobieta nas przepuściła w drzwiach Justin wyciągnął z mojej torebki zabawki i pomógł Drewowi się rozebrać, po czym zaniósł go do swojego dawnego pokoju.
            Pani Diane ciągle mi się przyglądała i dopiero po chwili do niej coś dotarło.
            − Amanda, to naprawdę Ty? – Spytała kobieta.
            W odpowiedzi kiwnęłam głową, bo w tym samym czasie przy nas pojawił się Justin.
            − Babciu może przejdźmy do salonu, bo mamy Wam dużo do opowiedzenia. – Powiedział mój ukochany, gdy objął mnie w pasie.
            Kobieta kiwnęła głową i ciągle nam się przyglądała. W salonie siedział dziadek Justina, który oglądał telewizję.
            − Bruce wyłącz to, bo mamy gości. – Powiedziała babcia Jusa.
            Dziadek mojego ukochanego od razu wyłączył telewizor i spojrzał w naszą stronę, czekając na jakieś wyjaśnienia.
            − Mam nadzieję, że pamiętacie jeszcze Amandę, moją narzeczoną? – Spytał Justin, na co jego babcia i dziadek mu przytaknęli ruchem głowy. – Tak, więc wiecie, że trzy lata temu w walentynki się zaręczyliśmy i nagle zaraz po zakończeniu szkoły wyjechała. Niestety przez trzy lata nie mogliśmy ujawnić prawdziwego powodu jej wyjazdu. Babciu widziałaś tego malca na moich rękach, prawda? – Gdy kobieta skinęła głową Justin kontynuował swoją opowieść. – No, więc ten maluch to mój i Amandy syn. W listopadzie skończy trzy lata. Chcieliśmy to ujawnić wcześniej, ale Amy musiała też skończyć szkołę, więc do momentu zakończenia jej nauką istnienie Drewa było wielką tajemnicą. Już uprzedzam wasze pytanie. Będziecie się na pewno zastanawiać, jak doszło do tego wszystkiego. To proste w dzień zaręczyn spędziliśmy ze sobą ostatnią noc. Wtedy nie uważaliśmy. Niestety kilka dni później wyjechałem w trasę. Gdy wróciłem dowiedziałem się, że Amanda jest w ciąży i musi wyjechać, aby w spokoju skończyć szkołę. Na miesiąc przed jej wyjazdem wydarzyło się coś, przez co miesiąc pędziła w szpitalu, ale nie chcemy do tego wracać. – Wtedy spojrzał na mnie tymi swoimi pięknymi czekoladowymi oczami, które nasz synek odziedziczył po nim.
            Nagle z góry usłyszałam płacz Drewa i Niezastanawiając się, ani sekundy wstałam z kanapy i pobiegłam do swojego synka. Gdy dotarłam do pokoju mały siedział na podłodze i trzymał swoją małą rączkę na głowie.
            − Kochanie, co się stało? – Spytałam podchodząc do małego i mocno go przytulając do siebie.
            − Ciałem ziobacić tamte źdjecie, aje udezijem sie o siafke. <czyt. Chciałem zobaczyć tamte zdjęcie, ale uderzyłem się o szafkę.> - Powiedział przez płacz mój maluszek.
            Wzięłam go na ręce i podeszłam z nim do szafki, na której stało zdjęcie. Przedstawiało ono mnie i Jusa w wieku sześciu lat. Tak od zawsze z Biebsem byliśmy nie rozłączni. Od zawsze był dla mnie kimś ważnym i pozostało to do teraz, choć obecnie znaczył dla mnie o wiele więcej.
            − Mami to, to? <czyt. Mamo, kto to?> - Spytał mój maluszek, gdy w końcu przestał płakać.
            − Twój tata i ja, gdy byliśmy niewiele starsi od Ciebie. – Powiedziałam z uśmiechem. – A skoro mowa o tacie to chcesz iść do niego? – Maluch od razu zapiszczał z radości i mocno objął mnie w karku.
            Zeszłam z nim na dół, lecz gdy skończyły się schody postawiłam go na ziemi. Po wejściu do salonu Drew od razu podbiegł do Justina i wspiął się na jego kolana mocno się do niego przytulając.
            − Dreedree powiesz tacie, czemu tak płakałeś? – Spytał Jus, na co mały w odpowiedzi przecząco pokręcił główką.
            Cóż Drew był trochę nieśmiały. Przepraszam trochę to mało powiedziane. Przy osobach, które widział pierwszy raz na oczy zachowywał się całkiem inaczej niż w domu. Wtedy najlepiej mógłby nie schodzić moich lub Jusa rąk, bądź kolan.
            − Mały po prostu się uderzył o szafkę. – Powiedziałam siadając obok moich kochanych chłopaków.
            − Oj, Drew pokaż tacie, gdzie się uderzyłeś. – Powiedział mój ukochany, gdy mały wskazał rączką miejsce, które go boli pocałował go w czoło. – Nie ma siniaka, ani guza, więc wszystko będzie dobrze maluszku. – Odparł z uśmiechem i mocniej przytulił do siebie naszego małego szkraba.
            − Justin pokaż nam tego naszego prawnuka. – Powiedział z uśmiechem pan Bruce.
            Mały niepewnie spojrzał na Justina, na co ten uśmiechnął się do niego zachęcająco.
            − Młody pokażesz dziadkowi, jak chodzisz? – Spytał Jus z uśmiechem na twarzy.
            Drew kiwnął główką i zszedł z kolan mojego narzeczonego, po czym poszedł do babci i dziadka od Jusa, którzy siedzieli na przeciwległej kanapie. Pani Diane wzięła Dreedree na kolana i zaczęła mu się przyglądać.
            − Spójrz Bruce, mały to cały Justin, gdy był w jego wieku. Wiesz Drew, że jesteś bardzo podobny do taty? – Spytała babcia mojego narzeczonego.
            Dreedree pokiwał główką, że się z nią zgadza.
            − Mami ciałi ciaś mi to mówi. <czyt. Mama cały czas mi to mówi.> - Odparł mój synek.
            − W końcu od razu musi być widać, kto jest jego tatusiem. – Odparł dumny z siebie Justin, na co mały pokazał mu język. – Drewie Christianie Bieberze, kto Cię tego nauczył? – Powiedział poważnym tonem Jus.
            Mały spojrzał na niego przepraszającym wzrokiem i wzruszył swoimi małymi ramionami.
            − Wujek Chjiś. <czyt. Wujek Chris.> - Powiedział smutny Drew.
            − Justin nie bądź dla małego tak surowy, to jeszcze małe dziecko. – Broniła go pani Diane.
            Mój ukochany wzniósł oczy ku niebu, po czym uśmiechnął się szeroko.
            − Zgoda, ale Drew nie możesz tak robić. A z tym Twoim „kochanym” wujkiem Chrisem to muszę sobie poważnie porozmawiać. A teraz, choć Dreedree do taty, bo mama ma coś dla Ciebie. – Powiedział Jus.
            Nasz maluszek od razu do nas podbiegł i wspiął się na kolana Justina. Wtedy z torebki wyciągnęłam jego ulubionego robota, a mały zaczął piszczeć ze szczęścia.

            Siedzieliśmy jeszcze jakiś czas u Jusa rodziny, lecz gdy zobaczyliśmy, że mały zaczyna trzeć oczy postanowiliśmy wróci do mojego dawnego domu. Wykąpaliśmy Drewa, po czym Jus położył go spać w moim dawnym pokoju. Natomiast my udaliśmy się do dawnej sypialni moich rodziców, gdzie od razu rzuciłam się na łóżko, a Jus położył się obok mnie i mocno się do mnie przytulił.


Czytasz = komentujesz

wtorek, 13 maja 2014

Rozdział 9 – Uważaj na nich…

            Usiedliśmy na kanapie obok mojego taty i czekaliśmy, aż zacznie swoją wypowiedź. Naprawdę nie miałam najmniejszego pojęcia, o czym on mógł chcieć z nami porozmawiać.
            Mój tata na początku nam się przyglądał jednak po chwili uśmiechnął się w naszą stronę. Justin w tym czasie objął mnie opiekuńczo swoim ramieniem i musnął wargami mój policzek.
            − Justin, czyli jutro zabierasz mi już córkę i wnuka? – Spytał po chwili mój tata.
            Justy szeroko się uśmiechnął i złapał mnie za rękę, na co ja splotłam nasze palce razem.
            − Na to wygląda. Trzy lata czekałem na ten moment, żeby móc być w końcu ze swoimi skarbami. – Powiedział Justin mocniej mnie do siebie przytulając.
            − Justin, jak sobie wyobrażasz to wszystko po waszym powrocie do Stanów? Wiem, że mały teraz coraz bardziej potrzebuje męskiej ręki, bo staje się bardziej zarozumiały, ale teraz już nie ma odwrotu. Przez te trzy lata miałeś się przygotować do roli taty. Wiesz, że Scott początkowo nie chciał, abyś dowiedział się o dziecku, jednak go przekonaliśmy, że masz prawo wiedzieć. Nie zabroniliśmy Ci się widywać z małym tylko dla tego, żeby Dreedree wiedział, że poza Amandą ma również Ciebie. – No i zaczyna się wykład. Pomyślałam. – Za każdym razem, jak przyjeżdżasz widzę, jak bardzo kochasz i moją córkę, i Drewa, ale miłość to nie wszystko i dobrze o tym wiesz.
            − Wiem. Trzy lata temu prawie bym stracił wszystko, co kocham, czyli Amandę i Drewa, ale na szczęście oboje żyją. To mnie nauczyło tego, że nawet przed najmniejszy błąd mogę stracić wszystko. Wiem też to, że każdy dzień bez moich skarbów był pełen cierpienia. Wiem, że początkowo fanki nie będą zachwycone tym wszystkim, a media nie będą dawać nam spokoju. Ale wiem, że z Amandą jestem w stanie przez to wszystko przejść. Nie pozwolę na to, żeby jej małemu coś się stało. Chcę, żeby oboje byli szczęśliwi. Chcę, aby Amanda każdego dnia budziła się i zasypiała z uśmiechem na twarzy. Chcę, żeby oboje z Drewem byli już zawsze przy mnie. A plany mamy takie, żeby najpierw odwiedzić ludzi, których przez trzy lata okłamywaliśmy w Kanadzie i Atlancie. A później, chcę spędzić trochę czasu sam na sam ze swoimi skarbami. Trzy lata bez nich to wystarczająco za długo. – Powiedział mój ukochany.
            Mój tata spojrzał na zegarek i okazało się, że jest już 22: 30. Najwyższy czas i pora, aby zająć się pakowaniem, jednak najpierw musieliśmy przyjaciół i moją rodzinę zabrać z ogrodu.
            − Ludzie czas wracać. Jest już wpół do jedenastej. Rano wyjeżdżamy. Chodźcie już. – Powiedziałam stając w drzwiach prowadzących na ogród.
            Chris, Cait i Austin od razu posłuchali, ale Chaz i Ryan mieli problem z dotarciem do domu. Ludzie, ile oni we dwóch wypili?
            − Justin idź pomóż im wejść do środka. – Powiedziałam słodkim głosem do swojego narzeczonego.
            Mój ukochany pospiesznie poszedł po naszych przyjaciół, a ja zabrałam się za pakowanie rzeczy swoich i Drewa.
            Mały spał, więc na spokojnie mogłam go spakować, bo on by zabrał połowę swoich zabawek, a uwierzcie mi trochę ich było. Przepraszam trochę to za mało powiedziane. Była ich cała masa.
            − Kochanie pomóc Ci? – Spytał pogodnym tonem mój książę z bajki.
            − Zgoda. Ty spakuj Dreedree, a ja w tym czasie pójdę spakować siebie. – Gdy mijaliśmy się w drzwiach Justin delikatnie musnął moje usta.
            Gdy wróciłam do swojego pokoju i zaczęłam się pakować z moich oczu zaczęły płynąć łzy. Wiedziałam, że do tego domu już nie powrócę, a od wyjazdu z Los Angeles tylko tutaj czułam się naprawdę bezpiecznie.
            Teraz znów się wszystko zmieni. Wrócę do miasta, gdzie stała się najokropniejsza rzecz pod słońcem, jaka mogła mnie spotkać.

Flashback

            Był piękny majowy dzień. Był to koniec maja. Jeszcze miesiąc i będą wakacje. Tak dla moich koleżanek z klasy będą to wspaniałe wakacje. Większość z nich wyjedzie na wakacje z rodziną bądź przyjaciółmi. A ja?
            A ja wyjeżdżam do Europy na minimum trzy lata. A rok szkolny w nowym miejscu zamieszkania zacznę dopiero w grudniu.  Dlaczego? To proste, w walentynki Justin mi się oświadczył i tego dnia moje życie stanęło do góry nogami.
            Jego tata nigdy za mną nie przepadał, a teraz po zaręczynach to dopiero. Całe szczęście, że nie dowiedział się jeszcze, że zostanie dziadkiem. Tak w dniu zaręczyn zaszłam w ciążę.
            Menadżer mojego narzeczonego doszedł do wniosku, że jeśli chcę skończyć szkołę to najbezpieczniej, jak wyjadę daleko stąd. Niestety nie mogłam o tym poinformować nawet swojej kuzynki, która jest moją najlepszą przyjaciółką pod słońcem. W zamian mógł się o wszystkim dowiedzieć tylko jej młodszy brat Christian, który miał być chrzestnym dla naszego maleństwa.
            Wiedziałam, że będzie mi brakować przyjaciół a zwłaszcza Justina, którego kochałam nad życie. Niestety teraz nie było go w mieście, bo był w jakiejś trasie koncertowej. Wiedziałam, że pisząc się na ten związek muszę mieć na uwadze, że mój skarb często będzie przebywał z dala ode mnie.
            Wracając do tematu był piękny majowy dzień. Miesiąc do wakacji. Lekcje w szkole, jak zwykle były nudne. Wiele osób poprawiało oceny przed ich wystawieniem. Na szczęście ja miałam wszystko zaliczone i nie musiałam się martwić stopniami.
            − Amy wszystko w porządku? – Zapytała Camila podczas lekcji biologii.
            Była to nasza ostatnia lekcja, a ja nienajlepiej się czułam. Marzyłam tylko o tym, aby wrócić do domu, położyć się do łóżka, porozmawiać ze swoim skarbem i pójść spać.
            − Tak. Tylko trochę źle się czuję, ale na szczęście to już ostatnia lekcja i będę mogła wrócić do domu. – Powiedziałam z uśmiechem na twarzy.
            Camila to jedyna dziewczyna ze szkoły, którą mogłam zaliczyć do swoich przyjaciół. Niestety jej też nie mogłam powiedzieć prawdy. Dziewczyna bardzo lubiła muzykę Jusa, ale nie była Beliebers. Jednak, gdyby poznała prawdę na pewno zrobiłaby mi wykład, jaka to jestem nie rozważna. Ale to nie moja wina, że tego dnia za bardzo nas poniosło. Nas to znaczy mnie i Justina. Nie myśleliśmy wtedy o konsekwencjach.
            − Jesteś pewna, że dasz radę wysiedzieć na ostatniej lekcji? – Dopytywała dziewczyna.
            W odpowiedzi skinęłam tylko głową, bo pan Black na nas spojrzał tym swoim mrożącym krew w żyłach wzrokiem. Za każdym razem, gdy go wspominam przed oczami mam tego siwego krępego mężczyznę o spojrzeniu, które może zabić.
            W końcu zadzwonił dzwonek na przerwę, co dla mnie oznaczało koniec lekcji. Powoli zebrałam swoje rzeczy z ławki i wyszłam. Niestety zatrzymał mnie nasz przerażający nauczyciel.
            − Amando Cortez, co się z Tobą ostatnio dzieje. Ciągle jesteś jakaś nieobecna. Jeśli masz jakieś problemy to ie przenoś ich na rzycie w szkole. Moja droga musisz tutaj uczęszczać jeszcze, co najmniej przyszły rok, a takiego zachowania nie toleruję zwłaszcza, że teraz to ja jestem waszym wychowawcą.
            − Proszę się nie martwić w przyszłym roku nie będę już uczęszczać do tej szkoły, bo za miesiąc wyjeżdżam z miasta. – Powiedziałam wychodząc i trzaskając za sobą drzwiami od pracowni biologicznej.
            Poszłam pospiesznie do swojej szafki i schowałam do niej wszystkie książki. Camila czekała przy mojej szafce, aby dowiedzieć się, po co Black mnie zostawił w klasie.
            − Amy nie przejmuj się nim. To zwykły palant. – Powiedziała dziewczyna, gdy wychodziłyśmy ze szkoły.
            Camila zaproponowała mi, że odwiezie mnie do domu, jednak ja potrzebowałam wtedy Świerzego powietrza, dlatego doszłam do wniosku, że pójdę na pieszo. Niestety szybko doszłam do wniosku, że ktoś mnie śledzi.
            Wyjęłam telefon i zadzwoniłam do swojego narzeczonego. Justin od razu odebrał. Opowiedziałam mu o swoich obawach. Niestety w pewnym momencie ktoś przerwał połączenie zabierając mi telefon. Gdy się odwróciłam zobaczyłam Michaela. Był to chłopak, który chodził do mojej klasy. Nie miałam pojęcia, czego on może chcieć ode mnie.
            − Czego ode mnie chcesz? I oddaj mój telefon. – Powiedziałam poważnym tonem, choć chyba nie bardzo mi to wyszło, bo mój głos cały się trząsł.
            Chłopak nagle znalazł się obok mnie tak, że czułam jego oddech na swojej szyi.
            − Po pierwsze nie ładnie tak rozmawiać przez telefon przy swoim chłopaku, a po drugie to chcę Ciebie maleńka. – Wymruczał mi do ucha.
            − Człowieku Ciebie pojebało, czy co? Ja mam narzeczonego i nigdy nie będziesz moim chłopakiem. – Powiedziałam nadal drżącym się głosem.
            Później pamiętam tylko ciemność, bo chłopak uderzył mnie mocno w głowę. Ogłuszył mnie na tyle, że bez problemu mógł mnie zabrać do ciemnego zaułka.
            Gdy odzyskałam świadomość byłam w ciemnym zaułku. Wokół nie było słuchać żadnych oznak życia poza Michaelem. Naprawdę zaczęłam się go bać. Nie wiem, co on dalej chciał ze mną zrobić, ale wiedziałam, że coś kombinował.
            Nagle podszedł do mnie i zaczął ściągać ze mnie moje ubrania. Wtedy już wiedziałam, czego on ode mnie chciał. Jednak ja zaczęłam się mu wyrywać. Niestety na próżno. Z mistrzem szkolnej ligi zapaśniczej nie miałam szans. Wtedy poczułam kilka mocnych ciosów w głowę zadanych przez niego i metaliczny posmak w ustach. Wiedziałam, że to była krew z rozciętej wargi. Niedługo później straciłam przytomność, lecz wiedziałam, że mój napastnik dostał już to, czego chciał.
            Po kilku tygodniach obudziłam się w szpitalu. A kto siedział przy moim łóżku? Oczywiście mój kochany narzeczony. W pierwszym momencie nie myślałam, że aż tak długo byłam nieprzytomna, ale po zmartwionej minie Justina wiedziałam, że musiało to być bardzo długo.
            − Justin. – Wyszeptałam ledwo słyszalnym tonem, jednak mój książę od razu to usłyszał.
            W mgnieniu oka znalazł się tuż przy mnie i zaczął odgarniać moje włosy z twarzy.
            − Jestem tu maleńka. Już wszystko będzie dobrze. Jestem przy Tobie. – Wyszeptał mi do ucha.
            Chwilę później poczułam na swojej skórze łzy, ale one nie należały do mnie, tylko do mojego ukochanego. Płakał ze szczęścia, że znów jestem przy nim.

End Flashback

            Nie chciałam tam wracać, ale wiedziałam, że kiedyś to musi nastąpić, dlatego przy pakowaniu swoich walizek płakałam.
            Nagle podszedł do mnie Justin i usiadł za mną na podłodze okrakiem mocno się do mnie przytulając. Nagle na jego rękę poleciała kropla mojej łzy.
            − Kochanie nie płacz. Jestem przy Tobie i już nigdy nie zostaniesz sama. Wiem, że się boisz powrotu do LA, ale musimy spróbować. Pamiętaj dopóki mamy siebie wszystko będzie dobrze. – Powiedział mój ukochany.
            − Justin boję się, że wszystko się powtórzy. – Powiedziałam z płaczem i mocno przytuliłam się do bruneta.
            − Nie bój się mysiu, już zawsze będę przy Tobie. Kocham Cię. Maleńka, a co byś powiedziała, gdybyśmy w walentynki wzięli ślub? – Spytał czarującym tonem, przy czym słodko uniósł jedną brew w górę.
            Chwila, czy on powiedział walentynki? On jest taki kochany. Usiadłam na niego okrakiem i wpiłam się w jego słodkie malinowa usta.
            − Taka odpowiedź Ci wystarczy? – Spytałam z uśmiechem na twarzy.
            Justin skinął głową na znak, że więcej mówić nie muszę na ten temat. Gdy mocniej się do niego przytuliłam mój książę zasyczał.
            − Wszystko w porządku? – Spytałam, na co mój ukochany szeroko się uśmiechnął.
            − Tak tylko gnieciesz Jerrego. – Powiedział mój narzeczony z uśmiechem na twarzy.
            Wiedziałam, co ma na myśli, więc szybko z niego zeszłam. Nie byłam jeszcze na to gotowa, mimo że minęło już trzy lata. Powróciłam do pakowania swoich ubrań, a Justin siedział ciągle za mną i pomagał mi składać moje ubrania.
            − Kocie już sobie z pakowaniem a ty w tym czasie idź do łazienki, bo gdy wrócisz pomożesz mi zapiąć te torby. – Mój narzeczony skinął głową i delikatnie pocałował mnie w policzek. Nim wyszedł z pokoju zabrał ze sobą ręcznik i czystą bielizną.
            Po dwudziestu minutach był już z powrotem. Akurat pakowałam ostatnią sukienkę do torby. Mój ukochany wrócił w samych bokserkach. Boże z każdym dniem jego klata staje się jeszcze wspanialsza, o ile to jest w ogóle możliwe. Usiadłam na jednej z walizek, aby Justin mógł nią zapiąć. Podobnie uczyniliśmy z resztą walizek.
            Justin położył się do łóżka, a ja zabrałam swoją piżamę i poszłam do łazienki. Wzięłam prawie gorący prysznic, aby odciągnąć od siebie wszystkie złe wspomnienia z Los Angeles. Przed powrotem do pokoju rozczesałam swoje długie ciemnobrązowe włosy i założyłam szarą koszulę nocną sięgającą połowy uda na ramiączkach z różowymi falbankami na dole i różową wstążką pod biustem.
            Wróciłam do pokoju i skoczyłam na łóżko lądując tuż obok Justina. Chłopak szeroko się uśmiechnął na mój widok i mocno się do mnie przytulił. Położyłam swoją głowę na jego klatce piersiowej. Wsłuchując się w rytm bicia jego serca zasnęłam.
            Rano obudziliśmy o 5: 30. Dziś lecieliśmy do Kanady prywatnym samolotem mojego narzeczonego.
            Tego dnia założyłam kremową falbankową spódniczkę sięgającą połowy uda z brązowym skórzanym paskiem, błękitną bluzkę na krótki rękawek, seledynowe sandały na szpilce oraz czarną skórzaną kurtkę z ćwiekami na klapach.
            Gdy my pakowaliśmy torby do samochodu obudził się mój mały synek. Od razu poszłam do niego i pomogłam mu się przebrać. Później zeszliśmy na dół i przygotowałam mu na śniadanie czekoladowe płatki z mlekiem.
            Drew jadł spokojnie śniadanie a my biegaliśmy po domu sprawdzając, czy o niczym nie zapomnieliśmy. W pewnym momencie podeszła do mnie mama i podała mi dwa komplety kluczy. Wiedziałam, do czego one są. Były one do naszych dawnych domów w Kanadzie i Atlancie.
            Gdy mały już zjadł poszłam ubrać mu buty i kurtkę. Po chwili zawołał nas mój tata, który bardzo długo żegnał się z małym. Później podszedł do mnie i mocno mnie do siebie przytulił. Na końcu podszedł do Justina i poklepał go po plecach.
            − Justin uważaj na nich i opiekuj się nimi. – Powiedział mój tata.

            − Obiecuję. – Powiedział Justin z poważnym wyrazem twarzy.